Rozdział 96

22.7K 2.8K 1.1K
                                    

George próbował pocieszyć brata jeszcze wieczorem, ale na próżno. Fred co prawda dołączył się do testowania z nim kilku produktów na ochotnikach, którzy się zgłosili i śmiał się przy tym, ale młodszy widział, że brat nie wkładał w to swojego serca tak, jak zwykle. George'owi również było przykro, gdy widział smutnego brata, więc podjął ostateczną próbę rozweselenia go tuż przed snem.

- Freddie, nie chodź taki struty, pogodzicie się i będzie dobrze - zapewniał go George, nakrywając się swoją czerwoną kołdrą. Fred siedział na swoim łóżku, zagapiony pusto w ścianę przed sobą.

- Tak, wiem - odparł po chwili i posłał bratu słaby uśmiech, nawet jeśli w głowie myślał o tym, że teraz nie miał kłaść się sam do swojego łóżka...

Następnego ranka, gdy bliźniacy weszli do Wielkiej Sali na śniadanie, głowa Freda automatycznie odwróciła się w stronę stołu Slytherinu. Callie jak zwykle siedziała z drugoklasistami i dłubała w swoim talerzu bez celu. Starała się uśmiechać do tych, z którymi rozmawiała, ale czasem słabo jej to wychodziło. Fred z Georgem udali się do swojego stołu, jednak ten pierwszy prawie nie spuszczał wzroku z tego ślizgońskiego. Gdy zobaczył, że jego dziewczyna wstaje i zmierza do wyjścia, natychmiast ruszył za nią.

Callie tak naprawdę nie wiedziała, gdzie idzie. Zakładała, że po prostu przed siebie: nie miała już żadnej pracy do szkoły, nie miała też do kogo iść w pokoju wspólnym Slytherinu... Miała teraz ten wolny czas, który chciała poświęcić Fredowi, ale nie mogła.

A Fred szedł kilka kroków za nią i zastanawiał się, co powiedzieć. Chciał po prostu mieć już najtrudniejsze za sobą.

- Callie - wydusił wreszcie.

Dziewczyna stanęła jak wryta na swojej drodze donikąd. Oczywiście, że poznała ten głos - tylko sama nie wiedziała, jak powinna zareagować. Odwróciła się prędko, by zobaczyć przed sobą przygnębioną minę Freda, która ukuła ją w serce. Ta twarz tak bardzo nie pasowała do praktycznie zawsze roześmianego chłopaka.

Stali chwilę w zupełnej ciszy i patrzyli na siebie, nie ruszając się. W końcu nie wytrzymali tej niezręcznej sytuacji.

- Przepraszam - wypowiedzieli oboje w tym samym momencie, a zanim którekolwiek z nich zdążyło coś dodać, Fred wykonał zaledwie dwa duże kroki i przytulił dziewczynę do siebie tak, jakby już miał jej nie zobaczyć. Callie od razu to odwzajemniła.

- Przepraszam... - powtórzył się Fred. - Wiesz, że cię kocham? Że nie chcę od ciebie odpoczywać? - dodał, pragnąc jak najszybciej odwołać słowa, których najbardziej żałował.

- Ja też nie - odparła mu Callie, wtulając się w jego ramię. - Nie rozmawiajmy już o tym. Zapom...

- Hem, hem.

Dziewczynie przerwało swego rodzaju dziwne odchrząknięcie, po którym od razu puściła Freda, by zobaczyć, skąd pochodziło. Chłopak również się wycofał i ku zdziwieniu obojga zobaczyli obok siebie swoją nową nauczycielkę w (naturalnie) różowej szacie, patrzącą na nich z przesłodzonym uśmiechem.

- Coś się stało...? - zapytała zdezorientowana Callie, zastanawiając się, o co mogło chodzić wymownie spoglądającej na nich profesor Umbridge.

- To jest szkoła, chciałabym przypomnieć, drogie dzieci - powiedziała przesłodzonym głosem, zaśmiała się krótko (w przeciwieństwie do Callie i Freda, którym w ogóle nie było do śmiechu) i machnęła różdżką, przez co para została nieco od siebie odsunięta. Ona sama odeszła po tym tak, jakby nic się nie stało.

- Co się właśnie...? - zapytała Callie, jakby próbując przetrawić to wszystko.

- Ona jest świrnięta - mruknął Fred, z powrotem do niej podchodząc i kładąc swoje dłonie na jej ramionach. - Nieważne. Jeszcze raz przepraszam, że na ciebie tak wczoraj naskoczyłem, po prostu miałem dla ciebie niespodziankę i...

- Niespodziankę...? - przerwała mu zaskoczona Callie, która nagle poczuła się jeszcze bardziej winna, że odesłała go z kwitkiem. Zaczęła myśleć o tym, jak źle czułaby się na jego miejscu i że jeden wieczór nie zbawiłby jej zadania...

- Jeju... Teraz mi tak głupio... - przyznała, spuszczając głowę. - Ja też przepraszam i...

- Przestań - przerwał jej od razu Fred. - Ta niespodzianka jest nadal aktualna, ale jeśli chcesz się uczyć, to zrozumiem i...

- Nie - tym razem to Callie przeszkodziła jemu. - Już skończyłam ze wszystkim. Chodźmy.

Fred uśmiechnął się i Ślizgonka cieszyła się, że znowu miał ten swój typowy dla siebie wyszczerz, który zdecydowanie wyglądał na nim najlepiej. Chłopak zaprowadził ją do tajnego przejścia, a gdy otworzył je, oczom dziewczyny ukazało się coś w rodzaju poduszkowego raju.

Pomieszczenie do połowy wysokości wypełnione było poduszkami, kocami, kołdrami i różnymi innymi, miękkimi rzeczami. Nic nie spadało ani nie osuwało się, bo trzymane było przez zaklęcia. Na stoliku, na którym niegdyś robiła eliksiry (a który ledwo było widać w całym tym stosie), stało trochę jedzenia (dziewczyna od razu wypatrzyła swoją ukochaną lukrecję). Callie oglądała to wszystko z rodziawionymi ustami.

- Ja nie wierzę - wydusiła po chwili. - Po prostu nie wierzę.

Fred zaśmiał się krótko, prędko zamykając za nimi wejście.

- No wskakuj - zachęcił, wskazując na cały stos. Callie spojrzała na niego z niedowierzaniem, zaśmiała się sama do siebie z radości i rzuciła się na poduszki, na których miękko wylądowała.

- To chyba raj - powiedziała w euforii, wtulając się w liczne, miękkie przedmioty. - To wspaniałe, Fred, ale czemu...

- Chciałem, żebyś wyrwała się na noc od tych idiotów - odparł, zanim w ogóle skończyła i wskoczył na miejsce obok niej, po czym ją przytulił. Callie poczuła to przyjemne ciepło zarówno wewnątrz siebie, jak i na skórze i jej uśmiech się poszerzył.

- Nie no, tak to ja mogę spać już zawsze - mruknęła, przymykając oczy i nie mogąc się zdecydować, w co się lepiej wtulić: Freda, czy poduszki?

- Kiedyś tak będzie... - odparł jej chłopak, po czym szybko się zrehabilitował. - O ile będziesz chciała, rzecz jasna - dodał, jakby bojąc się jej reakcji.

Na te słowa Callie otworzyła nagle oczy. Przypomniał się jej koszmar, który miała w nocy i postanowiła zwierzyć się z niego swojemu chłopakowi.

- Fred... Śniła mi się dzisiaj wojna - powiedziała nagle, odwracając głowę tak, by spojrzeć mu w twarz. - I... Ty tam... Znaczy... Tak pomyślałam, że skoro teraz jest tak niebezpiecznie, nie powinniśmy się kłócić o takie bzdury, bo nie wiadomo, co będzie jutro i...

- Powinno tak być bez względu na to, czy jest wojna, czy nie - przerwał jej Fred, patrząc jej w oczy. Callie jednak nie poczuła się pocieszona przez te słowa: sen uświadomił jej, jak realne było zagrożenie, a kłótnia z Fredem to, jak bardzo by cierpiała, gdyby go straciła.

- No dobrze, ale ja mówię poważnie, Freddie. Co, jeśli któreś z nas...

Chłopak domyślił się, co chciała powiedzieć, dlatego nie pozwolił jej dokończyć. Zakrył jej usta i szepnął tylko:

- Nie myśl o tym.

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyWhere stories live. Discover now