Rozdział 26

33.5K 3.1K 699
                                    

Rankiem trzydziestego października uczniowie odkryli, że Wielka Sala została w nocy udekorowana. Ogromne transparenty wisiały na ścianach, a każdy z nich reprezentował jeden dom Hogwartu - czerwony ze złotym lwem dla Gryffindoru, niebieski z brązowym orłem dla Ravenclaw, żółty z czarnym borsukiem dla Hufflepuffu i zielony ze srebrnym wężem dla Slytherinu. Za stołem nauczycieli znajdował się największy transparent, na którym znajdował się herb szkoły.

Fred i George siedzieli przy stole Gryffindoru z daleka od innych uczniów i rozmawiali po cichu. Ron podszedł do nich.

- To pech, okej - mówił ponuro George do Freda. - Ale jeśli nie porozmawia z nami osobiście, będziemy musieli w końcu wysłać ten list. Albo damy mu go do ręki, nie może nas wiecznie unikać.

- Kto was unika? - powiedział Ron, siadając obok nich.

- Chcielibyśmy, żeby ty - odparł Fred, wyglądający na poirytowanego przerwaniem rozmowy.

- Co jest pechem? - Ron spytał George'a.

- Posiadanie takiego wścibskiego czubka jak ty za brata - powiedział George.

- Macie już jakieś pomysły co do Turnieju Trójmagicznego? - spytał Harry. - Myśleliście więcej o tym, jak wziąć udział?

- Spytałem McGonagall, jak zawodnicy są wybierani, ale nie chciała mi powiedzieć - wyjaśnił George gorzko. - Kazała mi się po prostu zamknąć i zająć transmutacją mojego szopa.

- Ciekawe, jakie będą zadania? - powiedział zamyślony Ron. - Wiesz, założę się, że moglibyśmy je wykonać, Harry, robiliśmy wcześniej niebezpieczne rzeczy...

- Nie przed panelem sędziów - powiedział Fred. - McGonagall mówi, że zawodnicy dostają punkty adekwatnie do tego, jak dobrze im poszły zadania.

Wieczorem przybyły delegacje z Durmstrangu (statkiem) i Beauxbatons (wielką karocą). Uczniowie tej pierwszej szkoły usadowili się przy stole Slytherinu, przez co Callie była oddzielona od nich tylko przez Melanie. Gdy brunetka i Ella zobaczyły, że wśród uczniów Durmstrangu był Wiktor Krum, znany zawodnik Quidditcha, zaczęły strasznie to przeżywać. Nie było z nimi Ann, która podobno źle się czuła i od dwóch dni leżała w skrzydle szpitalnym.

- Kurczę, nie wierzę, że nie mam ze sobą pióra - powiedziała Ella, przeglądając swoje kieszenie.

- Myślisz, że podpisałby się szminką? - zapytała Melanie.

- Naprawdę - powiedziała wyniośle mijająca je Hermiona, a Callie nie mogła się z nią bardziej nie zgodzić: po prostu wyjęła jej te słowa z ust. W duchu ją poparła.

Jakby tego było mało, Krum usadowił się akurat obok Draco - przez co on wyglądał na bardzo zadowolonego. Callie przewróciła tylko oczami, patrząc, jak jej kuzyn próbuje się przymilać do zawodnika i spojrzała tam, gdzie nikt ze Ślizgonów wtedy patrzył: na stół Gryfonów. Nie siedziała tam delegacja Beauxbatons, ani Krum, ani w ogóle nikt nadzwyczajny - jej jednak wystarczało, że znajdowali się tam bliźniacy, na których widok się uśmiechnęła.

Po zjedzeniu posiłku, wtedy, kiedy Dumbledore i przedstawiciele z Ministerstwa (Barty Crouch i Ludo Bagman) zaczęli wyjaśniać zasady turnieju. Callie niezbyt się im przysłuchiwała: trzy zadania, trzech zawodników, niebezpieczeństwo, linia wieku, bla bla...Dziewczyna nie patrzyła za bardzo na stół nauczycieli i jej wzrok co chwilę mimowolnie powracał do Gryfonów, w przeciwieństwie do jej znajomych, którzy uważnie przysłuchiwali się całej mowie.

Okazało się, że zawodników będzie wybierać Czara Ognia - a więc nie jurorzy, jak Fred i George się spodziewali. Wokół niej miała znajdować się linia wieku, której nie będą w stanie przekroczyć osoby poniżej siedemnastu lat. Bliźniacy od razu stwierdzili, że przedmiot o wiele łatwiej oszukać - mieli dwadzieścia cztery godziny na wrzucenie tam swoich imion.

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyWhere stories live. Discover now