Callie lubiła przychodzić do sowiarni w sobotnie poranki. Zazwyczaj nikogo tam wtedy nie było i tylko wtedy Ślizgonka mogła - choć przez chwilę - pobyć naprawdę sama, bez ślęczącego nad nią Adriana czy chodzących za nią krok w krok Ellą, Melanie i Ann.
Dziewczyna westchnęła, przywiązując do nogi swojej sowy krótki list do rodziców. Nie napisała wiele. Ot, że wszyscy już nie mogą doczekać się turnieju, że zajęcia jakoś idą i że ogólnie "wszystko w porządku" - nawet jeśli to ostatnie było trochę kłamstwem.
Callie nie czuła się w porządku. Nie było to coś, z czym sobie nie potrafiła poradzić, ale nie miała nikogo, komu mogłaby powiedzieć o swoich wątpliwościach. Gdyby jej babcia jeszcze żyła...
Dziewczyna znowu westchnęła głęboko i odwróciła się w stronę wyjścia. I wtedy o mało nie zwaliło jej z nóg, gdy zobaczyła stojących za sobą bliźniaków Weasley, szczerzących się jak głupi.
- Wy! - wrzasnęła Callie.
- My! - odkrzyknęli obaj w tym samym czasie, śmiejąc się serdecznie.
- Wy mnie śledzicie czy coś?! Jaki jest wasz problem?! - wybuchła, sama nie wiedząc dlaczego. Bardziej chyba była wściekła za to, że prawie nabawiła się przez nich zawału, niż za cokolwiek innego.
- Nie śledzimy cię - powiedział jeden z nich.
- Też mamy parę...paczek do wysłania - dodał drugi, wskazując na niesione przez niego małe pakunki.
- Ale tak się składa, że cię szukaliśmy, więc dobrze, że na siebie wpadamy, zgadza się, Georgie?
Okej. Po prawej Fred, po lewej George. Skup się, Irving.
- Czego chcecie? Jak znowu chodzi o turniej, to proszę. Warrington bierze udział. Zadowoleni? - Callie założyła ręce, modląc się w duchu, żeby nikt teraz nie wszedł.
- Nie tego chcieliśmy, ale doceniamy - powiedział George, który podszedł do najbliższej sowy i odłożył na chwilę wszystkie pakunki na bok. - Mamy dla ciebie układ - dodał.
- Wy dla mnie? - spytała zszokowana Callie, próbując wyciągnąć szyję tak, by zobaczyć, czy ktoś przypadkiem nie wspina się po schodach do sowiarni.
- Ba, posłuchaj! - zawołał George, przywiązując jedną z paczek do nogi dużej, brązowej sowy. - Układ jest świetny, i tak naprawdę ty skorzystasz bardziej niż my.
I po tych słowach Callie niemalże podskoczyła, gdy poczuła na swoich ramionach dwie dłonie.
- I nie martw się, nie chcemy nic za darmo - powiedział Fred, pochylając się w stronę jej twarzy, gdy dziewczyna odwróciła się gwałtownie, zrzucając tym samym z siebie jego ręce.
Callie strasznie chciała ich wysłuchać. Od środka zżerała ją ciekawość, ale też i strach, że ktoś to wszystko zauważy bądź podsłucha. A zatem, chcąc nie chcąc, przybrała obojętny wyraz twarzy i poprawiła ułożenie swoich założonych rąk, po czym jeszcze raz (na wszelki wypadek) spojrzała na prowadzące do sowiarni schody i w końcu zwróciła się do bliźniaków:
- O co chodzi? - spytała, próbując ukryć w swoim głosie jakąkolwiek nutę ekscytacji.
Fred (stojący obok Callie) oraz George (wiążący kolejną paczkę) wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Słuchaj, przejdziemy do konkretów. Potrzebujemy eliksiru miłosnego - oznajmił Fred.
- Amortencji? - brwi Callie wystrzeliły w górę, po czym ona sama parsknęła śmiechem. - Johnson go chyba nie potrzebuje, jak na mój gust.
YOU ARE READING
Węże nie śmieszkują • Fred Weasley
Fanfiction🍊 Callie Irving nie jest zbytnio lubianą czarownicą w Hogwarcie, ale wie, że może winić za to tylko siebie i swoje złośliwości, które wśród Ślizgonów uznawane są za wzorowe. Kiedy dziewczyna chce się zmienić, los zsyła jej dwie rude czupryny, które...