Rozdział 62

30.6K 3.2K 1.9K
                                    

Dedykuję ten rozdział kochanej Sarze, która dała mi inspirację i bez której by nie powstał 💕

~

Fred pragnął to zrobić już od jakiegoś czasu i gdy po raz kolejny nadarzyła się idealna okazja, to nie mógł się powstrzymać. Sądził, że nigdy do tego nie dojdzie, a jednak się udało...

Callie prawie zakręciło się w głowie, a serce zabiło jej o wiele szybciej. Miała wrażenie, że przechodził przez nią impuls elektryczny. Tamten pocałunek był krótki, ale niesamowicie czuły. Jej pierwszy niestety zabrał jej Adrian, jednak to było coś zupełnie innego. Dziewczyna pierwszy raz od dawna nie czuła się beznadziejna i okropna, a po ludzku potrzebna i kochana. Była w euforii.

Oboje już kiedyś wyobrażali sobie tę scenę i dla obojga realna wersja przerosła wszelkie oczekiwania.

Nozdrza Callie uderzył ten przyjemny, znajomy zapach słodyczy. Fred czuł pomarańcze, które już na zawsze będą mu się kojarzyć z nią. Dziewczyna nie była o wiele od niego niższa, ale wtedy wydawała mu się taka malutka, jakby potrzebowała ochrony przed światem, bo zaraz mogłaby się rozpaść. Dlatego nie chciał jej puścić pod żadnym pozorem.

Gdy odstąpili od siebie, Callie była tak zaskoczona i szczęśliwa, że nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa. Po wycofaniu się Fred mimo wszystko nie zabrał dłoni z jej twarzy, tylko obserwował ją bacznie, jakby próbując wybadać, jak się czuła. Zauważył wyraźne rumieńce na jej policzkach i mimowolnie się uśmiechnął.

- Jak jesteś taka czerwona, to prawie wyglądasz jak Gryfonka - powiedział, przerywając tę nieco niezręczną ciszę, w której się znaleźli.

Dziewczyna się zaśmiała; wiedział, że się zaśmieje.

- No to już naprawdę było wredne - odparła mu niby złośliwie, ale mimo wszystko się uśmiechając. Znowu nastała cisza, tym razem bardziej przyjemna. Po chwili Callie wezwała Cudkę i teleportowali się z powrotem do przejścia, zanim ktoś mógłby ich zobaczyć. Fred widział, że dziewczyna trochę drży; zastanawiał się, czy to bardziej z zimna, czy z szoku, ale na wszelki wypadek złapał ją za ręce z zamiarem ogrzania ich.

- Masz strasznie ciepłe dłonie... - stwierdziła, zaskoczona różnicą temperatur ich ciał.

- Nie, to ty masz lodowate - poprawił ją Fred.

- Węże są zimnokrwiste? - zaśmiała się dziewczyna, po czym spojrzała mu w oczy. - Fred, ja...

- Witam papużki nierozłączki!

Callie przerwał donośny głos, a do przejścia wszedł nie kto inny, jak George. Chłopak od razu zwrócił uwagę na złączone dłonie Gryfona i Ślizgonki i poruszył dziwnie brwiami.

- No, ja mam nadzieję, że ja tu nic nie przerywam - powiedział George, na co Callie spojrzała z lekkim zawstydzeniem w dół, bo Fred nie puścił jej dłoni. - Przyszedłem tylko życzenia złożyć i już mnie tu nie ma. Najlepszego, starowizno - dodał, przez co Ślizgonka pokręciła głową z niedowierzaniem.

- Nawet gdybyście nie wyglądali tak samo, to i tak widać, że bracia.

- Nie wyglądamy tak samo - oburzył się Fred.

- W sumie racja, George jest przystojniejszy - odparła Callie, doskonale wiedząc, że nadeptuje swojemu chłopakowi na odcisk.

Na te słowa George roześmiał się jak głupi, a Fred puścił jej dłonie i spojrzał na nią takim wzrokiem, który jasno mówił: zdrada.

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyWhere stories live. Discover now