Dopiero kiedy Callie i jej ojciec pojawili się przed domem, dziewczyna zdała sobie sprawę, że czekała tam na nią jej matka. Ślizgonka niezbyt dobrze wspominała swoje ostatnie spotkanie z nią i bała się, że może nadejść powtórka z rozrywki. Szatynka zatrzymała się w połowie drogi do drzwi i przełknęła ślinę.
- Callie? - powiedział zdziwiony pan Irving, który był już niemal przy drzwiach z kufrem córki w ręku.
- Tato... A co z mamą? - zapytała nieco przestraszona, mierząc swój czarny dom zmartwionym wzrokiem. Na tle zachodzącego już słońca wyglądał naprawdę przerażająco, jakby czerń w płomieniach.
Mężczyzna uśmiechnął się, zostawił kufer tuż pod schodami i podszedł z powrotem do córki.
- Słuchaj, rozmawiałem z mamą - powiedział, kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny. - Nie wiem, czy udało mi się ją przekonać do końca, ale to jest twoja mama, skarbie. Nosiła cię dziewięć miesięcy pod sercem i chce dla ciebie jak najlepiej, nawet jeśli jej wizja jest sprzeczna z twoją.
Callie westchnęła.
- Wiem, że mama chce dobrze w jej mniemaniu, ale...
- Na pewno nie będzie ci teraz nic wypominać. Tęskniła za tobą tak jak ja. No chodź - powiedział pan Irving, wyciągając rękę w kierunku córki.
Callie spojrzała na niego i zmarszczyła brwi.
- Tato, mam siedemnaście lat, myślisz, że będę cię łapać za rękę?
- A jest jakieś prawo, że po siedemnastce nie wolno? - zapytał zdziwiony. - Dla mnie to ty do końca życia będziesz małą dziewczynką.
Na te słowa szatynka uśmiechnęła się serdecznie do ojca i po namyśle w końcu złapała go za rękę, po czym w taki sposób dotarła z nim aż do drzwi.
- To było dziwne - stwierdziła Callie, gdy ojciec puścił jej dłoń, by wyjąć różdżkę, którą miał zamiar otworzyć magicznie zaryglowane drzwi.
- Mnie za to przypomniało się, jak miałaś pięć lat - powiedział pan Irving, machając swoją różdżką. - Spytałaś mnie, czemu ludzie się całują, a teraz...
- Nie kończ, błagam, nie kończ - powiedziała Callie, po czym pospiesznie wbiegła do przedpokoju, licząc, że w ten sposób uniknie gadki ojca.
Pan Irving zaśmiał się i wszedł za córką, lewitując jej kufer za sobą, natomiast ona ruszyła do łazienki, gdzie chciała trochę się odświeżyć po podróży. Gdy tam już skończyła, ruszyła do kuchni - a tam czekała jej matka, która siedziała przy stole razem z jej ojcem.
- Callie - powiedziała kobieta, podnosząc się z miejsca na widok swojej córki. Dziewczynę zdziwił fakt, że jej matka, zazwyczaj opanowana i z kamienną twarzą, tamtego dnia wyglądała na zmartwioną.
Lauren Malfoy miała długie, blond włosy i przeszywające, niebieskie oczy. Była wyjątkowo podobna do swojego brata. Zazwyczaj odznaczała się nienaganną prezencją, jednak wtedy wyglądała tak, jakby nie przespała całej nocy; jej włosy były zmierzwione, a oczy podkrążone. Kobieta zdawała się wyciągnąć ręce w kierunku córki, by ją objąć, ale po chwili jakby się na tym złapała i je wycofała.
- Cześć, mamo... - powiedziała niepewnie Callie, nie do końca wiedząc, jakiej reakcji mogła się spodziewać.
- Callie, ja... Daniel... Mógłbyś zostawić nas same na moment? - zwróciła się do swojego męża, a ten skinął głową.
- Ja chyba jeszcze skoczę do Ministerstwa, zostało mi trochę papierkowej roboty, najwyżej przyniosę do domu - stwierdził, wstając.
- Tylko uważaj, Daniel - powiedziała pani Irving półgłosem, wyraźnie przerażona.
YOU ARE READING
Węże nie śmieszkują • Fred Weasley
Fanfiction🍊 Callie Irving nie jest zbytnio lubianą czarownicą w Hogwarcie, ale wie, że może winić za to tylko siebie i swoje złośliwości, które wśród Ślizgonów uznawane są za wzorowe. Kiedy dziewczyna chce się zmienić, los zsyła jej dwie rude czupryny, które...