Rozdział 51

30.2K 3.4K 2.4K
                                    

Kiedy bliźniacy znaleźli się na szczycie schodów prowadzących do lochów, z radością stwierdzili, że Callie siedziała na ich samych dole i najwyraźniej właśnie zamierzała z nich wstać. Fred obawiał się, że była tam sama, bo znowu płakała.

- A co to tak pani prefekt sama siedzi?

Serce Callie zabiło z nieopisywalnie dużą prędkością, gdy się odwróciła. Z jednej strony ze strachu - w końcu byli tuż przy wejściu do pokoju wspólnego Slytherinu i w każdej chwili mógł ktoś z niego wyjść - a z drugiej strony na widok Freda.

Sparaliżowało ją i dopiero chwili agresywnymi ruchami rąk pokazała im, żeby się wycofali. Gdy to zrobili, Callie dobiegła do nich po schodach i wprowadziła ich w boczny, opustoszały korytarz.

- Czy was pogięło?! Przychodzić pod pokój Slytherinu?! - pół krzyczała, pół szeptała do nich, nie przestając się rozglądać z przerażeniem.

- No wybacz, że pomyśleliśmy o tobie w drodze do kuchni - powiedział George, przewracając oczami. - Zero wdzięczności.

Fred, który dopiero co poznał plan brata, jeszcze go do końca nie zrozumiał, ale wycieczka do kuchni zawsze była dobrym pomysłem.

- Do kuchni? Po co? Przecież dopiero co była kolacja - odparła Callie, nie przestając patrzeć wokoło.

- Dlatego zmierzamy na deser - wyjaśnił George, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

- Pójdziesz z nami, nie? - odezwał się w końcu Fred.

- Jak?

- Tak jak ostatnio - odparł starszy i wyjął różdżkę, by rzucić na nią Zaklęcie Kameleona.

- No, to idziemy - powiedział George, gdy Callie była już niewidzialna.

Całą drogę do kuchni nie rozmawiali ze sobą (bo naturalnie dziwnie wyglądałoby, gdyby bliźniacy mówili do powietrza), a gdy już tam dotarli, dziewczyna i tak zaczynała być częściowo widoczna.

- Wiecie w ogóle, jak tu wejść? - zapytała, nadal nie posiadając jeszcze głowy.

- No pewnie - odparł jej Fred.

- Możesz czynić honory. Wystarczy, że połaskocesz ten obraz - George wskazał na dzieło przedstawiające miskę z owocami.

- Obojętnie gdzie? - zapytała Callie, odzyskując swoje włosy i kładąc dłoń na misce, która znajdowała się na obrazie.

- Nie, tutaj - powiedział Fred i położył swoją rękę na jej, po czym naprowadził ją na namalowaną gruszkę. Callie poczuła się wtedy, jakby przeszedł przez nią impuls elektryczny.

George zaczął bezgłośnie udawać owację dla brata, na co tamten tylko przewrócił oczami. W tym samym czasie Ślizgonka połaskotała gruszkę, która zaczęła się skręcać, aż w końcu pojawiła się zielona klamka.

- Zapraszam - powiedział Fred, otwierając dla niej drzwi, a dziewczyna (już w pełni widoczna) weszła do środka.

Ujrzała ogromne pomieszczenie, w którym znajdowały się ogromne stoły - ułożone dokładnie tak samo, jak w Wielkiej Sali. Na suficie zawieszono setki mosiężnych rondli i garnków, a w jednym z kątów znajdowało się olbrzymie, ceglane palenisko. Gdzie się nie odwróciła, znajdowała jakiegoś skrzata domowego, które z radością zaczęły podbiegać do Weasleyów. Ona jednak ze zdziwieniem stwierdziła, że jedną z tych wszystkich kreatur poznawała.

- Zgredek?! - zawołała w szoku.

Ostatni raz, gdy widziała Zgredka, pracował dla Malfoyów i traktowano go okropnie. Zawsze było jej go szkoda, ale bez możliwości wydawania mu rozkazów nie mogła nawet nic zrobić.

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz