Rozdział 91

24.3K 2.8K 1.2K
                                    

Podróż do Hogwartu minęła w miarę spokojnie i bez większych wypadków: czy też tak spokojnie, jak mogła minąć Callie w towarzystwie bliźniaków. Oni głównie dyskutowali o swoich produktach i opowiadali Lee o nowościach, które stworzyli w czasie wakacji.

Gdy bliźniacy i Callie znaleźli się już przed Wielką Salą, Fred zauważył od razu, że dziewczyna niebezpiecznie zaczęła zmierzać w kierunku stołu nie Gryffindoru, a Slytherinu. Zanim zdążyła w ogóle postawić krok za próg pomieszczenia, on położył dłoń na jej ramieniu i przysunął z powrotem do siebie, w czasie gdy George i Lee poszli już do sali.

- A dokąd to? Do naszego stołu to w tamtą stronę - powiedział, wskazując w zupełnie przeciwnym kierunku do tego, w którym zmierzała Callie. Dziewczyna odwróciła się do niego przodem, poprawiając ubrany wcześniej, zielono-srebrny krawat Slytherinu, po czym westchnęła.

- Głupio tak w pierwszy dzień... - stwierdziła Callie, drapiąc się niepewnie po ramieniu.

Spodziewała się, że niektórzy uczniowie będą na nią dziwnie patrzeć po powrocie, bo sobie przypomną o "tej Ślizgonce, która zadaje się z Weasleyami", jednak nie oczekiwała, że aż tak. Wydawało się jej, że nawet Krwawy Baron - duch Slytherinu - krzywo na nią patrzył. Fred nie domyślił się, że to mogło być powodem jej nagłej zmiany decyzji.

- Ciebie Callie omamiło czy coś? - zapytał, obejmując ją. - Siadasz z nami - dodał, chcąc ją poprowadzić do stołu Gryffindoru, gdy oboje usłyszeli za sobą ten dobrze im znany, grobowy głos.

- O. Panna Irving - powiedział nie kto inny jak Snape.

Po usłyszeniu tych słów Callie wyrwała się spod ręki Freda i stanęła bezpośrednio naprzeciwko nauczyciela. Gryfon patrzył na niego z nienawiścią w oczach.

- Dobry wieczór, profesorze - przywitała się grzecznie Ślizgonka.

Snape chwilę nie odpowiadał, bo mierzył wzrokiem Freda tak, jakby patrzył na śmiecia. Potem jednak zwrócił się z powrotem do Callie:

- Wierzę, że jako jedyny kompetentny uczeń w mojej klasie nie będzie pani obniżała swoich standardów przez pewne - tu kolejne spojrzenie na Freda, które on odwzajemnił z równą nienawiścią - osoby. W tym roku owutemy.

- Mam zamiar zdać na Wybitny, profesorze - odparła Callie, zapobiegawczo wystawiając swoją rękę przed Freda, gdyby przypadkiem wpadł na nienormalny pomysł zaatakowania nauczyciela. - Do tego dążę.

Snape nie wyglądał na przekonanego, ale nic nie powiedział. Dopiero po kilku chwilach milczenia wreszcie jej odpowiedział.

- Oby - powiedział krótko. - Do stołu Slytherinu - dodał stanowczo, po czym sam udał się do Wielkiej Sali. Gdy tylko trochę się oddalił, Fred prychnął głośno.

- Będziesz się go słuchać? - zapytał wściekle. - Przecież specjalnie to zrobił, nietoperz zapchlony - dodał z pogardą, a Callie wiedziała, że będzie musiała go jakoś uspokoić. Wyciągnęła ręce w kierunku wysokiego chłopaka i złapała za jego policzki.

- Nie mogę podpaść Snape'owi, Freddie - powiedziała przesłodzonym głosem, jakby mówiła do prawie dwumetrowego dziecka. - Zwłaszcza, że eliksirom poświęcam najwięcej i wiesz, że mi na nich najbardziej zależy. Zresztą pokażę tej bandzie, że mnie nie obchodzą.

Fred przewrócił oczami, niby trochę udobruchany, ale nadal poirytowany.

- Chyba jednak za mało na ciebie wpłynęliśmy.

- Gdybyśmy się już nie zobaczyli dzisiaj, to dobranoc - powiedziała Callie z zamiarem pocałowania go w policzek, na co on jej nie pozwolił.

- No chyba śnisz, że się nie zobaczymy - powiedział i zaczął iść w kierunku stołu Gryffindoru, a ona w zupełnie przeciwnym, do Slytherinu.

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyDär berättelser lever. Upptäck nu