Rozdział 80

30.2K 3.1K 2.9K
                                    

Spoilery Polowania Na Czekoladę + wreszcie wchodzimy w Zakon Feniksa.

~

Fred i Callie spędzili trochę czasu na wzgórzu, wpatrując się w gwiazdy i rozmawiając o wszystkim i o niczym. Było tak spokojnie, przyjemnie... Oboje stracili poczucie czasu i zapomnieli o tym, że niecały miesiąc temu odrodził się największy czarnoksiężnik w historii...

- Właśnie, dziś dwunasty... - powiedziała nagle Callie, patrząc wielkimi oczyma na trawę, na której siedziała.

- Co? - zapytał skołowany Fred.

- Minęło... Minęło już pięć miesięcy... - wydusiła z niedowierzaniem, unosząc głowę, by spojrzeć mu w oczy. - Ja nie jestem najlepsza w wyrażaniu uczuć, ale...

- No tak, Ślizgoni i uczucia to słaba sprawa - przerwał jej Fred, kiwając głową z aprobatą. Callie klepnęła go w ramię.

- Ty jesteś beznadziejny.

- Chciałem rozluźnić atmosferę, a jak zwykle zbieram bęcki. Po prostu jakbym słyszał moją mamę... - powiedział z przesadzonym smutkiem, wzdychając teatralnie. - Wdzięczność to też nie jest wasza mocna strona.

Callie zmrużyła oczy, wstała i założyła ręce. Fred doskonale wiedział, jak ją zdenerwować i obudzić w niej właśnie tę wewnętrzną Ślizgonkę.

- W takim razie zbieram ci miotłę i lecę do domu, powodzenia z powrotem! - zawołała i już schylała się po jego własność, gdy poczuła, jak w talii obejmują ją dwie ręce.

- Nigdzie nie lecisz - powiedział Fred, po czym podniósł ją z ziemi. Callie automatycznie spanikowała.

- Hej! Postaw mnie!

- Nie - odparł Fred ze stoickim spokojem, ale jednocześnie próbując nie parsknąć śmiechem.

- Dobrze, czyli muszę cię przekupić. Po ślizgońsku, to po ślizgońsku - stwierdziła Callie i bez zastanowienia pocałowała go w usta. Wtedy Fred powoli opuścił ją na ziemię.

- Miło się robi z panią interesy, panno Irving - stwierdził, uśmiechając się tak, jakby właśnie wygrał wojnę dla swojego kraju.

- Jakim cudem ty nie jesteś w Slytherinie, podstępny wężu?

Jeszcze chwilę się podroczyli, po czym zgodnie stwierdzili, że robi się zimno i bardzo późno, dlatego wrócili do Wiltshire.

- Cóż, widzimy się na egzaminach - powiedział Fred, gdy Callie zsiadała z miotły na swój balkon.

- Co? Nie - zaprotestowała nagle. - Znaczy... Zostań jeszcze...

Fred uniósł brew, wyraźnie zdziwiony. Czekał, aż dziewczyna jasno powie mu, czego oczekiwała, bo jej słowa zaskoczyły go na tyle, że trochę nie dowierzał.

- Chodź... Pokażę ci pokój i w ogóle - powiedziała Callie pospiesznie.

Palnęła pierwszą rzecz, która jej przyszła do głowy, wtedy po prostu strasznie zależało jej na tym, żeby jeszcze jej nie zostawiał. Atmosfera całego wieczoru sprzyjała jej na tyle, że mogłaby go nigdy nie kończyć. Na szczęście Freda nie trzeba było długo przekonywać - Gryfon pozostawił swoją miotłę na balkonie i wszedł za nią do jej dużego pokoju.

Było ciemno i tak naprawdę widział niewiele, ale uśmiechnął się, gdy w słabym świetle księżyca dochodzącym z otwartego balkonu zobaczył Pomarańczę na jej łóżku.

- No, to to mój pokój - powiedziała Callie, stając naprzeciw niego i doskonale zdając sobie sprawę z tego, że mało co zobaczył.

- No, fajny - odparł z uznaniem, wcale się nie rozglądając, tylko skupiając wzrok na jej twarzy i zakładając jej kosmyk włosów za ucho.

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyWhere stories live. Discover now