Rozdział 12

37.3K 3.4K 1K
                                    

Szczerząc się jak głupia, Callie wręcz wyśpiewała hasło do pokoju wspólnego Slytherinu (w tym tygodniu Salazar), po czym, wypatrzywszy siedzącą przy stole w kącie jej grupę znajomych, podbiegła do nich.

Ella tłumaczyła Melanie coś z zielarstwa, Ann jak zwykle czytała, a Adrian dyskutował zawzięcie z Ryanem, najwyraźniej robiąc sobie przerwę od pisania jakiegoś wypracowania, które leżało na stole. Żadne z nich nie zauważyło Callie, aż ta nie powiedziała radośnie:

- Witam ludzi pracy - dziewczyna zajęła puste miejsce obok Adriana, a oczy wszystkich skierowały się w jej stronę.

- Callie, co wypiłaś? - spytała od razu Melanie, zauważywszy szeroki uśmiech szatynki.

- Zabawne, Mel - dziewczyna przewróciła oczami. - Po prostu się cieszę.

- Jak Callie jest tak zadowolona, to to nie wróży nic dobrego - powiedziała Ella, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Melanie.

A żebyś wiedziała.

Szatynka zignorowała przyjaciółkę i zwróciła się do Adriana.

- Hej, masz chwilę?

Chłopak energicznie skinął głową i oboje wstali od stołu, po czym odsunęli się nieco od swoich znajomych, by porozmawiać na osobności. Callie stanęła naprzeciw Adriana i niepewnie założyła kosmyk włosów na ucho, starając się znaleźć dobre słowa (chciała brzmieć jak najbardziej wiarygodnie).

- Chciałam ci w sumie tylko powiedzieć, że pójdę z tobą na ten cały bal, na pewno. Tylko nie róbmy z tego wielkiego halo, okej? Bo wiesz jak to z nimi... - dziewczyna wskazała głową na ich grupkę. - I tak nie dadzą nam żyć.

Adrian uśmiechnął się z satysfakcją, jakby od początku doskonale wiedział, że tak będzie. Ta mina sprawiła, że dziewczyna prawie znowu poczuła tosty z dzisiejszego śniadania.

- W końcu się opamiętałaś, Cal - powiedział, uśmiechnąwszy się szeroko, po czym podszedł do niej bliżej i objął, jednak ta się szybko wycofała.

- Dystans, dystans, Adrian - mruknęła pod nosem, nie dając mu przyciągnąć jej do siebie.

Haczyk połknięty. Teraz tylko bliźniacy musieli wywiązać się ze swojej obietnicy, by wyciągnąć rybę na brzeg.

- Dobra, wiem, chcesz zrobić z tego wielki sekret i w ogóle. Wy dziewczyny zawsze macie jakieś chore pomysły - zaśmiał się kpiąco, na co Callie ponownie poczuła smak tosta w swoich ustach.

- I vice versa, Pucey - burknęła z prawdziwą nienawiścią, co on uznał za żart i zaśmiał się ponownie, po czym podszedł z powrotem do stołu.

- Zobaczymy, czy będziesz tak śmiał na balu - mruknęła do siebie i pobiegła do dormitorium, nie chcąc go na razie więcej widzieć.

Od spotkania z bliźniakami w sowiarni Callie spędzała wręcz niezdrową ilość czasu na gapieniu się na nich, jednocześnie żyjąc w niemałym strachu, że podejmą z nią rozmowę w nieodpowiednim momencie. Ale oni byli dyskretniejsi i sprytniejsi, niż jej się wydawało.

- Hej, myślisz, że mogłaby nas otruć? - spytał George, kiedy w czwartkowy wieczór, półtora tygodnia po zawartym ze Ślizgonką układzie, on i jego bliźniak zmierzali (czy też bardziej przemykali się) po schodach na pierwsze piętro zamku - czyli tam, gdzie Callie miała zaraz skończyć patrol.

- Nie no, nie. Przecież my dajemy jej składniki - odpowiedział Fred po chwili zastanowienia.

- To nie jest pocieszające. Jestem pewny, że jest w stanie z nich jakoś zrobić truciznę...

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyWhere stories live. Discover now