2. Powroty

115 6 1
                                    

Czasami kochanie kogoś oznacza, że trzeba zrobić to, co będzie najlepsze w ostatecznym rozrachunku. To, co się musi, a nie to, co się chce.
Richelle Mead, Marzenie Sukuba

- Wiecie, że to porwanie?

Rosalie Clear już od dobrych kilku godzin była przytomna i z powrotem mogła się ruszać, czego dowodziły zablokowane zamki w samochodowych drzwiach. Siedziała na środku, od czasu do czasu przypominając o swojej obecności siedzącym z przodu facetom. Właściwie, obaj woleli, kiedy była nieprzytomna, i oparta policzkiem o okno srebrnego sedana oddychała cicho i miarowo.

Obudziła się gdzieś w okolicy Gleenwood Springs w Kolorado i w pierwszym odruchu próbowała wyskoczyć z samochodu, więc Razjel zablokował drzwi i odblokowywał je tylko w trakcie postojów.

- Nie porywamy cię – przypomniał Jackson.

Rosalie wydęła wargi wgapiając się wściekle w jego odsłonięty kark.

- Nie jestem w tym samochodzie z własnej woli i jadę gdzieś, gdzie wcale nie chcę jechać – wetknęła głowę pomiędzy przednie siedzenia.

- Zapnij pas, Rosalie – rzucił spokojnie Razjel. Wsunął na głowę opaskę a jego oczy zasłaniały ciemne okulary.

- Jak dla mnie to właśnie porwanie – Rosalie opadła na tylne siedzenie.

Jechali przez Utah, bezkresne pustkowia, suche pagórki i pozbawione cienia przestworza. Wszystko w Utah wydawało się Rosalie być z pyłu i skał i w ogóle jej to nie odpowiadało. Patrzyła gniewnie na bezkresną drogę przed przednią szybą, rzucając też ukradkowe spojrzenia na Razjela. Czasem, były to zaledwie ultone sekundy, wydawało jej się, że łapie jego wzrok zza ciemnych okularów.

- Zapnij pas – powtórzył łagodnie Nefilim.

Nie sądziła, że kiedykolwiek wróci do Beacon Hills, na pewno nie w ten sposób. W gruncie rzeczy nie chciała tam wracać już nigdy. Miasto spłynęło krwią jej bliskich, w nim cierpiała, umierała i kochała faceta, z którym już nie łączyło ją nic. Nie należała tam, nie chciała tam należeć. Była gotowa nawet wyskoczyć z pędzącego samochodu, ale nie mogła pokonać zamków bezpieczeństwa.

Przesunęła się na siedzenie za Jacksonem, z miną obrażonego dziecka i zarzuciła nogi na tylną kanapę obitą jasną skórą. Równie dobrze jej brudne buciory mogły kapać błotem na piękną tapicerkę. Przez następne piętnaście minut oznajmiała im, że jest obrażona, fukając i prychając z pogardą.

Jackson pogłośnił radio, żeby ją zagłuszyć.

- Chce mi się siku.

Zapadał już zmierzch. Rosalie wyciągnięta na tylnym siedzeniu czytała instrukcję obsługi sedana, jak się okazało, mercedesa, i dopiero kiedy dotarła do programowania radia i systemu samochodu, przypomniała sobie o tak ludzkich potrzebach jak toaleta, picie czy jedzenie.

- Powinniśmy zrobić przerwę – mruknął Razjel i wklepał w nawigację najbliższy motel.

- Ja mogę prowadzić – rzekł uparcie Jackson, ale mina Razjela znaczyła mniej więcej tyle, że wolałby zasnąć za kierownicą niż dać Jacksonowi prowadzić.

Razjel pokręcił stanowczo głową.

- Musimy coś zjeść i się przespać. Tu będzie jakiś hotel – skręcił z autostrady i potem, tak jak słońce zniżało się coraz bardziej, oni dojeżdżali do niewielkiego miasta w Utah.

- Monroe? – Rosalie rzuciła okiem na tabliczkę witającą wjeżdżających do miasta. – Fantastycznie. Jesteśmy w ciemnej dupie po środku niczego.

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now