Z Isaacem podjechaliśmy pod mój dom równocześnie. Nocował tu wystarczająco dużo razy by jego ciuchy leżały w mojej szafie, a kosmetyki i szczoteczka do zębów zajmowały miejsce w łazience. Wysiadłam z auta jako pierwsza, i zauważyłam że Edythe nie ma w domu. Ucieszyłam się pokrótce. Będziemy z Isaacem sami, a ostatnimi czas trzymał do mnie znaczny dystans. Kiedy wysiadł z auta, jego twarz pozostała nieodgadniona. Ruszyłam ludzkim krokiem do drzwi i otworzyłam je. Przemierzając dom zapalałam powoli światła, nie czekając nawet na Isaaca poszłam do swojej sypialni. Odszukałam dłonią włącznika na ścianie. W tej samej chwili, ktoś chwycił mój nadgarstek i wygiął go, składając mnie do ziemi.
- Miałem nadzieję, że będziesz sama. – westchnął teatralnie Theo, i zamknął drzwi.
Że też nie wyczułam go z daleka.
- Czego chcesz? – prychnęłam. Kolano położył na moim policzku, przyciskając twarz do ziemi.
Serio? W bardziej patowej sytuacji nie mogłam się znaleźć. Podpadłam Derekowi, a kiedy chciałam sobie spokojnie wrócić do domu, Theo oczekiwał nam nie w mojej sypialni. Na wielu dziewczynach pewnie zrobiłoby to wrażenie, na mnie pewnie też... Oczywiście, gdybym nie wiedziała że jest popaprańcem z podwójnym zestawem DNA. Tymczasem całowanie podłogi zamiast Isaaca, nie było spełnieniem moich marzeń.
- Przemyślałaś propozycję?
- Rosalie! – głos Isaaca rozległ się gdzieś z dołu.
Otworzyłam usta by krzyknąć, ale Theo jeszcze mocniej przycisnął moją twarz do drewna.
- Odpowiesz mu ze wszystko w porządku i że się przebierasz w coś mniej dziwkarskiego. – rzucił mi z odrazą Theo. – Jeśli nie, Tracy wejdzie do środka. I tak wysypałem popiół górski przed drzwiami twojego pokoju.
Zastanowiłam się nawet co mam na sobie. Faktycznie. Ciągle szukałam moich normalnych ciuchów, które Lydia i Kira schowały przede mną niemalże perfekcyjnie. Dziś rano włożyłam czarną koszulkę z onieśmielającym dekoltem, i skórzane spodnie. Miałam ochotę przyłożyć sobie czymś ciężkim w twarz.
- Przebieram się. Poczekaj.
- Grzeczna dziewczynka. – zaczął Theo. Poluzował uściski i posadził mnie na krześle od biurka. – Teraz możemy rozmawiać. – usiadł na łóżku. – Czekam na odpowiedź.
- Wydaje mi się, że już jej udzieliłam. – żachnęłam się.
Parsknął śmiechem. Pokonał odległość między nami i zmierzwił mi włosy w sposób, w jaki robi się takie rzeczy małym brzdącom a nie osiemnastolatkom z ostrymi kłami i rządzą mordu. Musiałam się tylko zdenerwować. Tylko tego potrzebowałam.
- Ale mnie nie zadowoliła. – rzucił oschle Theo i rozłożył się wygodnie na moim łóżku. – Tarasuje tylko miejsce, choć jest całkiem wygodne.
- Weź je sobie. Mnie i tak się już nigdy nie przyda.
- Właśnie o to chodzi. Nie musisz spać, jeść ludzkiego jedzenia, jesteś całkowicie nieczuła na bodźce jak ból czy temperatura. Skała, a Scott cię nie docenia. – zaczął ostrożnie dobierając słowa. – Z McCallem i jego zespołem cyrkowo-nadnaturalnym daleko nie zajdziesz, nie to co ze stadem genetycznie perfekcyjnych i wykwalifikowanych chimer.
- I miałabym do ciebie dołączyć?
- Scott nie może ci niczego dać. – wstał gwałtownie i trzymając się z daleka od okien, zbliżył się do mnie, tak że czułam ciepło jego skóry na twarzy. – Ja mam wszystko i biorę to co chcę. Danie ci wyboru jest jedynie moją dobrą wolą. Pomyśl tylko... Pijasz krew ze szpitalnych torebek, przy mnie dostawałabyś tą prosto z tętnic.
CZYTASZ
Full Moon - isaac lahey
FanfictionSiedemnastoletnia Rosalie Clear mieszkająca w Beacon Hills od urodzenia nie ma nawet pojęcia co dzieje się w jej mieście. Nie dziwne kiedy nie zwraca się uwagi na znajomych a wręcz się ich unika. Jednego dnia poznaje Isaaca Lahey'a który powrac...