10. Gra zwana życiem

4K 226 16
                                    

Mimo że Scott szedł obok mnie, trzymał jedną dłoń na moim ramieniu tak bym nie zwiała w którymś momencie. Nie miałam ochoty na szkołę, ale kiedy Will wyszedł z mojego pokoju zasnęłam ponownie a wtedy śniło mi się jak torturuję Theo na miliard różnych sposobów. McCall zapewne z polecenia Willa pilnował bym nie rzuciła się na chłopaka i nie zaczęła wypalać go od środka. Trzymałam się w pionie aż do lunchu. Kiedy weszliśmy ze Scottem na stołówkę, dziwne uderzenie wspomnień walnęło we mnie jak Titanic w górę lodową. Ja byłam górą lodową. Isaac siedział przy naszym stoliku, ale tym razem zajął miejsce obok Stilesa. Sama usiadłam tam gdzie zwykle. Kira przysiadła się na miejsce Lydii a Scott przycupnął po drugiej stronie Stilesa. Liam trwał dumnie przy Isaacu jak małe lwiątko przy wielkim lwie.

Ilekroć mrugałam, pod powiekami pojawiał mi się obraz Isaaca oddalającego się w stroju lacrosse. Nie mogłam jednak nie mrugać więc zmuszona byłam do patrzenia na to, czy mi się to podobało czy nie. Kira próbowała mnie zagadnąć na wiele sposobów i dopiero na jeden temat się zgodziłam. Wyciągnięcie Lydii i uratowanie jej gdziekolwiek jest.

- Will mówił że może być w La Porte. Podobno był tam kiedyś szpital dla obłąkanych pasujący do opisu z twojej głowy.

- Will był w mojej głowie? – opanowałam nagłą falę złości.

- Jak leżałaś w szpitalu i byłaś stabilna. – oświadczyła Kira. – Nie ważne. Ważne jest to, że mamy jakiś trop. Jedziemy tam w weekend.

- Okay, jestem gotowa. – kątem oka spojrzałam na Isaaca który wyglądał jakby chciał zaoponować ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Zupełnie jakby ktoś pociągnął go za sznurki i zmusił do zachowania odległości.

- Ustaliliśmy że pojedziesz z Jacksonem. – dodał Scott. – Jakby co, on najszybciej zbierze się do auta i odjedziecie. Poza tym, jemu nie napyskujesz.

Zdusiłam w sobie chęć przyznania mu racji. Skrzywiłam się tylko i dokończyłam picie lemoniady. Przygotowałam się mentalnie na samotną wędrówkę na WOS więc opuściłam moich towarzyszy o wiele wcześniej niż zwykle i wyszłam nie czekając na eskortę.

Lawirowałam między uczniami i wspięłam się na ostatnie piętro budynku szkoły. Zmierzając do klasy, twarz Theo z rozbawionym wyrazem mignęła mi przed oczami. Zniknął w klasie od angielskiego więc i ja tam poszłam. Zmusiłam go do wyjścia jedynie myślą, po czym skupiając na nim całą swoją uwagę, pociągnęłam za sobą w stronę rzadko używanych schodów.

Kiedy upewniłam się nie nikt nie idzie, pchnęłam Theo na ścianę i przycisnęłam łokieć do jego krtani. Zachichotał i spojrzał na mnie rozjuszonym wzrokiem.

- Och, więc Isaac już się u ciebie zjawił... Zabawne jak szybko mu to poszło.

- Skłamałeś. – czułam ogień w swoim ciele. Chciałam go przełożyć na ciało Theo, ale zablokował mnie dostatecznie mocno. – Powiedziałeś nieprawdę i Isaac mnie zostawił.

- Ja mu tylko pomogłem podjąć odpowiednią decyzję. Widzisz jaka jesteś puszczalska? Niedługo wmówię mu że spałaś ze Scottem, albo ze mną. Będzie wniebowzięty, obiecuję.

- W co ty grasz? – przypomniałam sobie lekcję z Willem. Jeśli odpowiednio się postaram, uda mi się dać mu iluzję bólu. Skupiłam się na tym, a on to wykorzystał. Obrócił się tak, że teraz to ja stałam przyciśnięta do ściany.

- W to co ty. – uśmiechnął się przerażająco. – W niejasną grę znaną pod nazwą życie. Nie ma ustalonych zasad, instrukcji ani nawet przykładu wygranego. Muszę cię zmartwić, ale są sami przegrani. Mam zamiar być pierwszym wygranym.

Full Moon - isaac laheyΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα