13. Łowcy

463 39 6
                                    




Patrzyłam na obrazy przewijające się w telewizorze. Morgan i reszta Nefilim opuścili dom Maureen i Razjela, zaraz po wyjściu samego pana domu. Księżyc zaglądał do salonu, w którym wszyscy siedzieliśmy jak na szpilkach. Jedynie Maureen wydawała się być rozluźniona. Zajmowała szezlong pod oknem.

Nagle poczułam coś dziwnego. Ucisk w klatce piersiowej. Drgnęłam i spróbowałam złapać powietrze, ale już nie byłam w stanie. Jakby moje płuca nie mogły się podnieść. Napotkałam opór.

Lydia przysypiała już obok mnie. Stiles zerwał się na równe nogi, a ona sama drgnęła i obudziła się. Dusiłam się. Czułam się jak ryba wyciągnięta n brzeg, która skrzelami nie może nabrać zwykłego powietrza. Walczyłam.

- Odsuńcie się! – krzyknęła Maureen. – Wytrzymaj Rosalie. Razjel zaraz wróci!

Paliło mnie w środku jakbym połknęła ogień. Oddychanie, tak prosta czynność wydawała się być niesamowicie prosta, a teraz stała się niewykonalna.

- Już jest blisko!

Wiedziałam, że Maureen porozumiewała się z Razjelem. Przed oczami stanął mi Isaac. Patrzył na mnie pełnym troski wzrokiem.

- Nie poddawaj się Rosie. – jego głos, głos który kochałam ponad wszystko. Chciałam spełnić jego prośbę. – Patrz na mnie i się nie poddawaj. Rosalie, będę twoją kotwicą, nie możesz się poddać!

Kotwica. Kotwica.

- Nawet nie próbuj się poddawać, Rosalie Renee Clear!

To była najdziwniejsza rzecz pod słońcem. Nagle moje płuca znów się ruszyły, wypełnione powietrzem. Zadławiłam się i nie widziałam już Isaaca, nakazującego mi walczyć. Musiałam spaść z sofy, bo teraz pięć twarzy wisiało nad moją. Maureen, Derek, Lydia, Stiles i Razjel patrzyli na mnie zastygli z przerażenia. Zorientowałam się, że z mojej klatki piersiowej sterczy wielka igła jak dla konia. Skrzywiłam się, ale nie z powodu igły, tylko z powodu tego, że nie widziałam już Isaaca.

- Rosalie? Rosalie, rusz lewą ręką. – poprosił Stiles.

Było to naturalne. Moja ręka uniosła się kiedy tego chciałam. Kilka razy zgięłam i wyprostowałam palce. Uśmiechnęłam się mimowolnie, co tylko wywołało uśmiechy reszty, nawet Dereka.

- Mówiłam, że coś dla ciebie mamy. – powiedziała Maureen i dźwignęła się z kolan.

Już od pół godziny siedziałam o własnych siłach, i poruszałam co chwilę ręką lub nogą, upewniając się, że moja sprawność nie była chwilową anomalią. Lydia i Maureen założyły mi opatrunek w miejscu, z którego jeszcze niedawno sterczała końca igła.

- Skąd dowiedzieliście się, co mi podać? – spytałam w końcu, rozglądając się po twarzach wszystkich, ale wiedziałam, że tylko Razjel i Maureen znają odpowiedź na moje pytanie. Ku mojemu zdziwieniu to nie żadne z nich się odezwało, tylko Stiles.

- Nie ucieszysz się, zwłaszcza w tej sytuacji. – powiedział, patrząc na mnie, wzrokiem pełnym powagi. – W mieście znów pojawili się Łowcy. I to, to ich sztuczka.

- Łowcy. – powtórzyłam cicho. Czyli dobrze usłyszałam. – Kto? I jak to „znów".

- Na pewno nikt z nam znanych...

- Ona nie ma pojęcia o Argentach. – wtrącił się Derek.

Przed oczami pojawiła mi się śliczna szatynka, którą kilka razy widziałam ze Scottem. Chyba była jego dziewczyną. Allison.

I usłyszałam całą historię. Tak głęboko do ich przeszłości jeszcze nie sięgnęłam nigdy. Ani ja, ani Maureen czy Razjel. Cała nasza trójka siedziała na kanapie, kiedy Lydia, Stiles i Derek cierpliwie opowiadali historię o Allison Argent.

- Zginęła, zabita przez Oni. – powiedział w końcu Stiles. – Uratowała Isaaca i...

- Mówił o niej. – przerwałam mu i patrzyłam już na Lydię. Wstałam gwałtownie ogarnięta jakimś dziwnym uczuciem, którego nie potrafiłam sklasyfikować. – Wtedy w szpitalu, Isaac mówił o Allison. Tak?

Lydia kiwnęła głową.

- To z jej powodu opuścił Beacon Hills. Historia zatoczyła pełne koło. Pewnie znów wyjechał z miasta. Tym razem na dobre! Jest przekonany, że umrę! – zaczęłam znów się trząść i wtedy wydarzyło się coś, co miało już miejsce.

Derek złapał mnie mocno za kark. Tak samo zrobił w windzie w szpitalu, kiedy byłam Zimną. Wtedy nie podziałało. Dlaczego uważał, że tym razem się uda?

- Nie wyjechałby z miasta wiedząc, że jest jeszcze nadzieja. – warknął Derek tuż przy moim uchu. – Jest głupi, ale nie na tyle.

Udało mi się odwrócić głowę i spojrzeć na niego. W jego oczach było coś, co sprowadziło mnie na ziemię, coś, czego do tej pory w nich nie widziałam. Nie znałam Dereka na tyle dobrze, by móc go bez problemu rozszyfrować.

- Puść ją Derek. – poprosiła Maureen. – Muszę jej coś pokazać.

Derek puścił mnie bez gadania a Maureen zaprowadziła mnie do przedpokoju. Za chodami znajdowały się drzwi, których do tej pory nie miałam sposobności widzieć, ale mogłam się tylko spodziewać, gdzie prowadzą. W miarę jak schodziłyśmy po kolejnych stopniach, tylko się upewniłam. Była to piwnica, ale jak mogłam spodziewać się po rodzeństwie Kavanaugh, nie była to zwykła piwnica.

Ściany pokryte tu były karbonowym obiciem. Ta naprzeciwko schodów całkowicie zasłonięta była szklanymi półkami. Na nich leżały najbardziej misterne przedmioty jakie widziałam. Miecze, noże, łuki i kusze. Sztylety i katany. Maureen otworzyła metalową szafę stojącą przy schodach i wyciągnęła z niej coś, co wyglądało jak duży pistolet z tłumikiem.

Podała mi go na wyciągniętej dłoni. Metal był chłodny, a broń ciężka. Razjel stał na schodach i przyglądał mi się.

- Skoro nie masz już swoich mocy Norny, musisz się jakoś bronić. Lydia ma krzyk, my jesteśmy Nefilim, są wilkołaki i Stiles...

- Stiles ma kij.

Rodzeństwo Kavanaugh spojrzało na mnie jak na przybysza z innej planety. Ach, oni nie rozumieli.

- No... Tak. – Razjel zmarszczył brwi i podszedł szafki ze sztyletami. Wyciągnął jeden. Z jakiejś szuflady ukrytej w ścianie wyjął pas, zatknął za niego cienki sztylet i całą konstrukcję podał mi szybko. – Nie skalecz się.

- To wasza broń.

- Nie. To zwykła broń. Nasze świecące dziwactwa są lepiej strzeżone. Ten pistolet nie ma dużego odrzutu. Powinnaś sobie bez problemu poradzić. – powiedział Razjel i spojrzał na zegarek. – Dużo miałaś dzisiaj atrakcji.

Wcześniej nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo byłam zmęczona. Kiwnęłam głową i zabrawszy moje nowe zabawki na górę, poszłam do swojej sypialni. Przebrałam się samodzielnie w piżamę, którą Derek zabrał dla mnie z mojego domu i wślizgnęłam się pod pachnącą kołdrę. Przez otwarte okno do pokoju wpadał zapach lasu, tak bardzo przypominający mi o Isaacu. Musiał gdzieś tam być.

I wtedy w mojej głowie pojawiła się myśl.

Co, jeśli Łowcy znaleźli go pierwsi?





Jak wrażenia kochani? Boże, tak strasznie kocham Isaaca, i sama nie chcę żeby stała mu się krzywda :( Potrafię być okropna.


Myślę nad jeszcze kilkoma książkami. Zainteresowani?

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now