1. Wybudzanie się

3K 193 31
                                    

Wybudzanie się ze snu jest chyba najtrudniejsze w całym procesie dnia. Z jednej strony kochasz swoje wygrzane łóżko, z drugiej wiesz że musisz to zrobić. Wybudzanie się z ludzkiego życia jest podobnym procesem. Chcesz w nim zostać bo jest znajome, ale wiesz że musisz to zrobić, by pójść o krok dalej.

Z takim zamysłem pokonywałam kolejne kilometry dookoła Beacon Hills. Wiatr rozwiewał mi włosy, ciskał nimi o porcelanową twarz. Mimo marcowego chłodu, miałam na sobie jedynie granatową koszulkę i białe spodnie oraz czarne trampki. Nie odczuwałam zimna i było mi to w jakiś sposób na rękę. Już wiedziałam czemu Isaac w zimie chodził najczęściej bez kurtki. Nawet przez chwilę nie zadygotałam. Co było najlepsze, świat nie był rozmazaną plamą. Widziałam wszystko w ostrych barwach i o idealnych konturach. W poprzednim życiu miałam problem ze zlokalizowaniem mebli w ciemności, teraz lawirowałam między ciężkimi drzewami bez najmniejszego problemu na pełnym, biegu.

Wypadłam chyba na jakąś polanę. Była idealnie okrągła, jakby ktoś wykarczował drzewa specjalnie w ten sposób. Lśniła w marcowym słońcu, z którym nie miałam problemów. Uprzedzając kolejne pytania, nie błyszczałam się jak kula dyskotekowa kiedy tylko promienie dotknęły mojej skóry. Słońce było męczące, więc musiałam z czasem zmienić swoje plany dotyczące uczelni. Uniwersytet w Portland, został zniesiony na trzecią pozycję, zaraz za Seattle i Alaską. Nie zmieniło się jednak moje ukierunkowanie, nadal chciałam być prokuratorem i gdyby mi się to udało, byłabym pierwszym prokuratorem-wampirem w dziejach ludzkości.

Czyjeś kroki na zieleniącej się trawie odwróciły moją uwagę. Czujny wzrok skierowałam w tamtą stronę. Miedzy krzakami po lewej coś się poruszyło. Przykucnęłam ostrożnie za drzewem i obserwowałam jak dwóch chłopaków wychodzi na sam środek polany. Byli znajomi, bardzo znajomi. Wyszłam zza drzewa i w ułamku sekundy zawiesiłam im ręce na ramionach. Obaj zdębieli, a z mojego gardła wydał się dźwięk przypominający charkot.

- Was też miło widzieć. – zachichotałam. – Liam, Mason, nie powinniście być w szkole?

Liam milczał, i tylko odwrócił głowę by spojrzeć na mnie. Na jego twarzy kryło się coś z ciekawości, ale to uczucie z czasem ustąpiło rozczarowaniu.

- Nie błyszczysz się. – rzucił z odrazą. – Co to ma być? Nie błyszczysz się!

- Wiem. – odpowiedziałam spokojnie. Popchnąwszy ich przed sobą, prowadziłam dwójkę nastolatków przez las, prosto do zaparkowanego na skraju auta. – Wróćmy do rozmów o szkole...

- Nie żyjesz jeszcze stu dwudziestu lat. Jak będziesz, to będziesz mogła nam prawić kazania. – uprzedził Mason.

- Skorzystam z tego prawa.

Dotarliśmy we trójkę do mustanga z zaciemnionymi szybami. Miałam zamiar się go pozbyć, ale nie było na to czasu. Chciałam go sprzedać i kupić jakiś inny samochód. Jakikolwiek, byle tylko nie przypominał mi o Willu. Will kojarzył mi się z wampirami, wampiry ze śmiercią, śmierć z tym że nie żyję. Wolałabym o tym nie wiedzieć. Chłopcy otworzyli drzwi i wskoczyli szybko do środka. Obeszłam auto i zajęłam miejsce kierowcy. Odpaliwszy silnik, wycofałam szybko maszynę z polnej drogi i będąc świadoma lepszego refleksu, pokierowałam się w stronę szkoły.

- Kiedy masz zamiar wrócić do nauki? – zagadnął mnie Mason. – Stolik wydaje się być bez ciebie taki pusty....

- Jak się opanuję i będę w stanie nie rozszarpać kogoś jedynie przez to że zaciął się kartką papieru. – rzuciłam ze śmiechem. – Uczę się w domu.

- Ciebie nie ma, Isaaca nie ma, Scott bywa czasem... Czy wyście wszyscy powariowali?

Na wieść o Isaacu uderzyła mnie nagła fala obaw. Doskonale wiedziałam że nie ma go w szkole. Był w szpitalu, po tym co Will mu zrobił nadal się nie obudził a minął dobry tydzień. Oczywiście według monitoringu serca, biło cały czas a chłopak żył. Tyle wiedziałam od Scotta, bo mnie nie pozwolił przechadzać się po szpitalu ze względu na punkt pobrań krwi. Przynajmniej nie teraz, to mnóstwo wyrzeczeń. Will zmienił nas wszystkich. Zadał nam rany, które się nie zagoją, nawet na mnie. Jako Zimnej nie można było mnie zranić. Krew nie pulsowała, serce nie biło, wszystko się zatrzymało, łącznie ze starzeniem. Jedyną rzeczą jakiej byłam w tej chwili pewna, było to, że Isaac nie wie czym jestem. Nie ma pojęcia co się z mną stało, a ja byłam przerażona jeśli chodzi o jego reakcję. Kiedy otworzy oczy i nie zobaczy kruchej Rosalie, tylko bladą, marmurową dziewczynę która jest w stanie zmiażdżyć mu czaszkę jak kokosa. Na samą myśl o tym przechodziły mnie dreszcze, a myślałam o tym często. Mając całe nieprzespane noce, człowiek nagle zaczyna zastanawiać się nad każdym problemem świata.

Zatrzymałam auto pod głównym wejściem do szkoły. Trafiliśmy na cholerną przerwę, więc uczniowie wyszli skorzystać z promieni wczesnego słońca. Tego chciałam uniknąć. Bordowy mustang raczej rzucał się w oczy na szkolnym parkingu. Skupiłam się na siedzeniu i próbowałam umknąć ciekawskim spojrzeniom.

- Wysiadać. – ponagliłam ich. – Zanim zleci się banda popaprańców.

- Ta? – mruknął Liam. – To już za późno.

W tej samej chwili drzwi kierowcy otworzyły się i zostałam wyciągnięta na dwór przez Kirę. Trzymała mnie mocno i nadal górowała nade mną wzrostem. Spojrzałam na nią pytająco, ale tylko uśmiechnęła się i objąwszy mnie ramionami, zatrzęsła się z ekscytacji.

- Rosalie! Jeju, nieśmiertelność ci służy. Z Lydią od jakiegoś czasu kompletujemy twoją wampirzą szafę. Będzie nieziemska, obiecuje!

- Nie chciałam zmienić garderoby. – jęknęłam.

- Teraz jesteś seksi. Będąc seksi, musisz mieć seksi garderobę. To takie zasady bycia seksi.

Jedynym czego teraz chciałam, było ulotnienie się z parkingu szkolnego w trymiga. Wyślizgnęłam się z uścisku Kiry i żegnając się z nią, wsiadłam ponownie do pustego już samochodu. Pojechałam oczywiście do domu. Nadal mieszkałam z Edythe, mimo że większość czasu spędzałam samotnie w lofcie Isaaca w którym mieszkał teraz też Derek. Dla mamy niebezpieczne było przesiadywanie w mojej obecności, więc kiedy nadchodziła noc, a ona była bezbronna i nie zdążyłaby nawet krzyknąć gdyby mi odwaliło, znikałam z domu przez okno i szłam albo na nocny maraton filmowy do kina, lub szwędałam się po lesie albo szłam do loftu by pograć w gry wideo przez całą noc. Derek to rozumiał, przynajmniej taką miałam nadzieję, spał spokojnie kiedy ja wydzierałam się na całe gardło rozgramiając kolejne rzesze śmierciożerców. Tak wyglądało moje życie. Dość samotne, ale sama nie wiedziałam czego się spodziewać. Nie miałam innych Zimnych wokoło, by szukać u nich odpowiedzi. Wszystko co wiedziałam, było czystą teorią, bo w praktyce miałam tego nigdy nie wypróbować. Świat miał co do mnie inne plany.



PIERWSZY KRÓTKI BO WPROWADZAJĄCY. KOLEJNE BĘDĄ CIEKAWSZE, BĘDZIE WIĘCEJ AKCJI I HUMORU. ENJOY!!! 

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now