1. Podwózka

13.8K 584 426
                                    

                  

Siedząc z przodu na siedzeniu pasażera w samochodzie mamy miałam jak zwykle zbyt dużo czasu w drodze do szkoły. Jako że mieszkałyśmy na samym końcu Beacon Hills, właściwie tuż pod lasem mogłam spokojnie myśleć. Cóż, jako jedna z niewielu osób mojego rocznika nie miałam samochodu, więc zmuszona byłam podróżować z domu do szkoły toyotą należącą do mamy, którą dawała mi tylko w weekendy na wypady do Redding. I tak rzadko kiedy z tej możliwości korzystałam, jako osoba trzymająca się na uboczu po prostu nie miałam z kim jeździć  a nie uśmiechało mi się gadanie do miejscowego radia.

Jechałam właśnie na pierwszy dzień, ostatniego roku w tym liceum. Faktycznie, liczyłam na jakiś mega collage po maturalnej klasie ale na razie wolałam skupić się na tym co teraz.

Wysiadłam pod szkołą z samochodu matki i ruszyła do głównych drzwi. Widywałam w mieście te twarze podczas wakacji ale nie umknęło mojej uwadze że pojawiło się sporo nowych. I tak nie patrzyłam na innych. Jeśli mam być szczera nie obchodziło mnie kto i z kim i po co. Wolałam bardziej skupić się na istotnych sprawach.

Zostawiwszy swoją kurtkę w szafce, skierowałam się do rzędów stolików przy których siedziały sekretarki. Ustawiłam się w kolejce i czekałam na swoją kolej.

- Dzień dobry. – uśmiechnęłam się do rudowłosej kobiety, która jeśli wierzyć tabliczce na jej sweterku, miała na imię Joanne. – Rosalie Clear.

Bez słowa szukała planu zajęć dla mnie. Uśmiechnęła się podając mi go. Odebrałam od niej kartkę i sprawdziłam ją. Matematyka, biologia, francuski, angielski, LUNCH, podwójny WOS i historia oraz WF. Podwójny WOS oznaczał tyle że załapałam się na rozszerzenie i mogłam zdawać do uniwersytetu  w Portland. To jest dobra widomość.

Wcisnęłam kartkę do torby i spokojnym krokiem poszłam na piętro do sali od matematyki. Mieściła się w połowie górnego korytarza w skrzydle przedmiotów ścisłych. Kiedy weszłam do klasy, odkryłam że część ławek jest już pozajmowana. Całkiem się ucieszyłam kiedy znalazłam jedną wolną z tyłu. Zależało mi raczej na nie wystawianiu się na dogryzki innych, bardziej wysportowanych czy też bardziej rozrywkowych. Raczej stroniłam od imprez, i niepotrzebnych awantur co mojej matce było na rękę po rozwodzie z ojcem.

Usiadłam w pustej ławce którą zwykłam nazywać swoją i otworzyłam czekający już na mnie podręcznik. Pierwszym działem były zależności trygonometryczne. Fantastycznie. Z matmy leżałam, dlatego w zeszłym roku siedziałam blisko ze Scottem McCallem i we dwoje jakoś dawaliśmy radę z niebyt trudnymi zadaniami. Tym razem nawet nie spodziewałam się go tu zobaczyć.

Czekałam więc spokojnie na nauczycielkę, panią Wessen która miała za dokładnie cztery minuty wejść do klasy. Przed nią weszło jeszcze kilku uczniów, wśród nich rozpoznałam Scotta który uśmiechnął się przepraszająco i usiadł za swoim najlepszym kumplem, Stilesem.

Pewna że w tym roku z matmy leżę, nie zwróciłam nawet uwagi na chłopaka który niepostrzeżenie wślizgnął się na miejsce przede mną i odwrócił się. Miał ładną gładką twarz, niebieskie oczy i całkime miły uśmiech. Na pewno był nowy.

- Jestem Theo. – przedstawił się.

Uśmiechnęłam się grzecznie, na tyle na ile mogłam.

- Rosalie. – pokiwałam głową niezbyt zainteresowana dając do zrozumienia że ma się odwrócić.

Chyba zrozumiał bo automatycznie spojrzał w stronę tablicy i zostawił mnie samą. Matematyka minęła mi jak zwykle opornie ale po niej przyszła pora na chwilę wytchnienia. Biologia zawsze była dla mnie prosta, bo chodziło w niej tylko o zapamiętywanie. Nie pchałam się na rozszerzenie co pozwoliło mi nieznacznie się rozluźnić po naprawdę stresującej dla mnie matmie.

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now