26. Bezbrzeżny gniew

436 31 1
                                    




Maureen siedziała na przednim fotelu, z kuszą na kolanach. Ja zajęłam miejsce na kanapie z tyłu ze Stilesem. Isaac był skupiony jednocześnie na jeździe i na rozmowie z Maureen. Oboje wyrzucali z siebie słowa z taką prędkością, że ani ja ani Stiles, nie mogliśmy pojąć o co chodzi.

Gmach hotelu wyrósł przed nami, a mnie żołądek podskoczył do gardła. Instynktownie sięgnęłam do wąskiego noża przy moim pasku i zacisnęłam palce na klindze. Zdawałam sobie sprawę z tego, że spotkanie z Willem się zbliża.

Przed hotelem stało kilkadziesiąt osób. Wymieniliśmy zdziwione spojrzenia, kiedy Isaac zatrzymał auto kawałek od zbiegowiska.

- Chyba ewakuacja. – powiedziała Maureen. – To po to Derek pojechał przodem.

Wysiedliśmy z auta. Złapałam dłoń Isaaca, jakby to miała być ostatnia rzecz, którą zrobię w życiu i poszliśmy do tylnego wejścia, w którym już stał Derek.

- Są w pokoju 12B. – oczy Maureen na chwilę się zamgliły, a potem znów spojrzała przytomnie na Dereka, i przecisnęła się obok niego w drzwiach jako pierwsza. – Nie możemy użyć windy.

Wspięliśmy się po schodach na dwunaste piętro. Drzwi do pokoju 12B były uchylone, a ze szpary sączyło się przytłumione, żółte światło. Albo mi się zdawało, albo słyszałam głos spikera z wiadomości popołudniowych. Ścisnęłam jeszcze raz palce Isaaca, zanim usłyszałam ten głos. Ten piekielny głos.

- Już dotarliście? Czyli nie było korków?

Żadne z nas nie dotknęło drzwi, a skrzydło otworzyło się na oścież. Stałam z boku, więc nie widziałam wszystkiego, ale Maureen westchnęła głośno i rzuciła się do przodu. Derek chyba chciał ją powstrzymać, ale ledwie dotknął palcami jej cienkiej bluzy, wysmyknęła mu się i wpadła do pokoju hotelowego Willa.

- To koniec. Szach-mat. – zawołał Will. – No, wchodźcie, wchodźcie.

Derek wszedł jako pierwszy. Ja za nim, ciągnąc za sobą Isaaca. Za nim wszedł Stiles. Nie wiem, czego się spodziewałam. Chyba pokoju z łańcuchami przy ścianach i narzędziami tortur. Zamiast tego weszliśmy do całkowicie normalnego apartamentu hotelowego, takiego jak ten mój i mamy kilka pięter niżej.

Will. Will wyglądał jak wtedy, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam. Ciemne włosy do połowy szyi, zapadnięte policzki, wąski nos i szczupła sylwetka. Miał na sobie czarną koszulę z podwiniętymi rękawami i podarte spodnie.

Theo i Razjel siedzieli na krzesłach odsuniętych od stołu. Co prawda obaj związani, brudni od krwi, ale żywi. Theo miał opuszczoną głowę, ale jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała rytmicznie. Oddychał, ale był nieprzytomny. Razjel natomiast, z opuchniętą twarzą, rozciętą wargą i poplamioną krwią koszulą wyglądał nadal onieśmielająco.

Maureen klęczała już przy bracie, z zaszklonymi oczami, gorączkowo ściskając jego białą dłoń.

Will wstał i podszedł do nas, z perfidnym uśmiechem rozciągniętym na bladej twarzy. Poczułam odrazę niemalże natychmiast zalała mnie fala bezbrzeżnego gniewu. Nie wiedziałam nawet gdzie się kończył i gdzie zaczynał. Wiedziałam tylko, że Willa, mojego ojca, nienawidzę z całego serca.

- Rose. – powiedział, wyciągając ku mnie ręce w przyjaznym geście. Cofnęłam się o krok i wbiłam plecy w tors Isaaca. – I Isaac. – okropny uśmiech na pozapadanej twarzy szaleńca rozciągnął się jeszcze bardziej. – Jak miło was widzieć, siadajcie. Grałem właśnie w szachy.

- Sam ze sobą? – zadrwił Derek, wysuwając się do przodu. – Nic dziwnego, że inne dzieci nie chcą się z tobą bawić, Will.

- Derek Hale. – Will zwrócił ku niemu lodowate spojrzenie. Jego oczy pozostawały puste, kiedy nadal uśmiechał się szeroko, jakby znalazł się w samym środku świątecznej sielanki. – Peter liczył, że cię spotka, ale miał trochę spraw do załatwienia. I... Stilinski.

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now