21. Chronieni i ochroniarze

475 34 3
                                    


- To głupi pomysł.

Isaac przyszedł kwadrans po reszcie, i kiedy już wyjaśniliśmy mu o co chodzi, natychmiast się obruszył i robił wszystko, żeby odwieść nas od naszego planu. Trzymałam dłoń na jego kolanie i stukałam w nie rytmicznie palcami.

- To jedyny plan jaki mamy Isaac! – Stiles chodził już w jedną i drugą po pokoju.

- Rozdzielić się, to jest wasz plan? – warknął Isaac. – Przecież to głupota. Jest siedem zagrożonych osób, jednej nie znamy! Rosalie i Lydia to nie wilkołaki ani Nefilim. Jeśli ktoś po nie przyjdzie, jak będą się bronić?

- To, to już nasza rola. – powiedział Brett, wskazując na siebie i Liama.

- Ja mam pistolet. – wypaliłam nagle wzruszając ramionami.

- I myślisz, że powstrzymasz Willa pistoletem? – Isaac zmarszczył nos patrząc na mnie jak na kompletną idiotkę.

- Ja w i e m, że powstrzymam Willa...

- Rosalie, przestań! Widzisz głupotę tego planu! – Isaac wstał. Miał wszelkie możliwe mięśnie napięte, a nozdrza chodziły mu agresywnie.

- Widzę twoje negatywnie nastawienie i je rozumiem. – Maureen znów siedziała na fotelu. – Będę musiała rozstać się z bratem. Oboje z Rosalie jesteście na liście i nie chcecie się rozstawać, ale wierz mi, że tak będzie lepiej i Will nie zrobi nikomu krzywdy.

- Czy ktoś znowu czuje się, jakbyśmy byli w puli śmierci? – głos Lydii przedarł się przez wszelkie wyrazy niezadowolenia.

- Isaac, popatrz na mnie. – poprosiła Maureen. – Musisz na mnie spojrzeć Lahey. Tak będzie lepiej, tak zagwarantujemy sobie szczęśliwe zakończenie i pokonamy Willa.

Zrobiła coś dziwnego. Jej oczy błysnęły jakimś dziwnym odcieniem purpury, i wtedy spojrzałam na Isaaca. Była całkowicie rozluźniony. Usiadł znów obok mnie.

- Jak wy chcecie to zrobić? – spytał w końcu.

- Lydia pójdzie ze Stilesem i Liamem. – zaczął Scott. – Rosalie z Brettem i Malią. Jeśli będzie trzeba, też z Theo.

Isaac wyglądał jakby bardzo intensywnie się nad czymś zastanawiał. Zmarszczył czoło. Chwyciłam jego dłoń, chcąc mu przekazać, że to dobry pomysł i szybko poradzimy sobie z Willem.

- Reszta z nas poradzi sobie sama. – Scott dokończył.

- A ty Derek? Lepiej bym się czuł, gdybyś poszedł z Rosalie. – poprosił Isaac.

Wiedziałam, że to niemożliwe. Chyb nikt oprócz mnie, Dereka i Maureen nie zdawał sobie sprawy z tego, że to pod żadnym pozorem się nie wydarzy. Nie było nawet takiej możliwości, żeby Derek odstąpił Maureen.

Zaczynało świtać, kiedy wszyscy ustaliliśmy już co i jak. Nie było czasu, musieliśmy działać. Mieliśmy być od siebie kompletnie odseparowani. Każdy z listy miał spędzać czas w innych miejscach, nie mogliśmy nawet znajdować się w tym samym sklepie lub przy tej samej ulicy.

Zbieraliśmy się już do wyjścia. Isaac uparł się, że przynajmniej odwiezie mnie do domu. Staliśmy już na podjeździe Tower, chłodne powietrze muskało moją twarz. Malia i Brett mieli jechać za nami.

Wsiedliśmy do samochodu. Czar Maureen chyba przestał działać, bo Isaac już był spięty i zaciskał szczęki, kiedy wyjeżdżaliśmy na główną drogę. Chwyciłam jego rękę, ułożoną na podłokietniku między przednimi fotelami. Ciepło jego ciała było kojące. Też się bałam i też była przerażona. Musiałam jednak coś powiedzieć.

- Maureen i Razjel chyba naprawdę są ze sobą zżyci. – zauważyłam. Isaac spojrzał na mnie nieprzytomnie. – Kiedy zostałeś na górze, panikowała, że możesz robić mu krzywdę. Wiesz czym ją zaatakował? Pogrzebaczem, takim z kominka. A ten kamień, który mama miała na szyi, na pewno dostała od Willa. Ciekawe czy jest już w domu... Nie wiem czy kłaść się spać czy...

- Rosalie. – Isaac dzięki Bogu przerwał moją bezsensowną paplaninę. – Uważasz, że to dobry plan?

Patrzyłam na jego profil, tak jak tego dnia, kiedy odwoził mnie do domu. Nadal był tak samo piękny, choć dojrzalszy. Właściwie, nie do końca wiedziałam co mam mu powiedzieć. Tak? Nie?

- To jedyny jaki mamy, Isaac. – ścisnęłam mocno palce jego dłoni.

Niesamowicie ciągnął się po ulicach, żeby tylko ukraść jeszcze trochę czasu razem. Brett i Malia chyba to rozumieli, bo kiedy spoglądałam w wstecznym lusterku, śmiali się z czegoś w aucie za nami. Nie byli zirytowani. W ogóle.

Kiedy dojechaliśmy pod mój dom, naszły mnie miliony wątpliwości z kategorii „a co jeśli?". Co jeśli widziałam go ostatni raz? Co jeśli Will jednak by zwyciężył? Co jeśli plan Maureen by zawiódł?

Spojrzałam w oczy Isaaca, kiedy moje były już pełne łez. Ściskałam jego palce, a on tylko drugą dłonią sięgnął do mojej twarzy i delikatnie ujął mój policzek. Pogładził kciukiem miejsce po którym jeszcze sekundę temu płynęła łza. Jakby wyczuł, że teraz to on musi być tym silnym, pochylił się i pocałował mnie.

Był to najbardziej rozpaczliwy pocałunek. Pełen pasji, strachu, przerażenia. To tak ludzie całowali się na wojnie, pomyślałam, kiedy jedno wychodziło, i nie było do końca wiadomo czy wróci. Wplótł palce w moje włosy i całował mnie długo, choć jak dla mnie, niewystarczająco.

Kiedy w końcu się odsunął, oczy miał złote.

- Mam zostać, dopóki nie zaśniesz?

Pokiwałam głową. Tyle chyba mogliśmy dostać? Lydia zostawała ze Stilesem, Maureen z Derekiem.

Wysiadłam z auta. Isaac też wysiadł i natychmiast znalazł się przy nas Brett.

- Spokojnie. Poczeka aż zasnę. Chyba tyle możemy?

Brett Talbot niechętnie, ale kiwnął głową. Wiedział, że to nie on dyktuje warunki. Trzymając Isaaca za rękę weszłam do domu, potem do mojego pokoju. Edythe jeszcze nie wróciła. Przebrałam się w piżamę, a Isaac nawet nie zdjął koszulki. Po prostu uchylił kołdrę, bym się pod nią znalazła i objął mnie ramieniem. Leżałam przyciśnięta do niego plecami i nie wiem czemu w ogóle udawałam, że zasnę.

Leżałam w bezruchu i doskonale oboje wiedzieliśmy, że nie śpię. Żadne z nas nie spało. Po prostu leżeliśmy, oboje tak samo przerażeni tym, co będzie potem, tak samo pragnący zostać ze sobą i nie musieć się rozdzielać.

Nie wiem ile czasu minęło, nim drzwi mojego pokoju otworzyły się. Poczułam tylko jak Isaac odwraca się na łóżku a potem wstaje i wychodzi. Nie zdążyli zamknąć drzwi. Usłyszałam warkot, wiedziałam, że błysnęły oczy.

- Uważaj Talbot, ona jest wszystkim co mam. W S Z Y S T K I M. Jest najważniejsza.

- Wyluzuj. – powiedział Brett. – Włos jej z głowy nie spadnie.

- Dobrze. – ten zawadiacki ton Isaaca był niesamowity. – Bo jeśli jednak spadnie, pamiętaj, że rozszarpię cię, zębami i pazurami. I wyrwę ci serce nim zdążysz błysnąć oczami.

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now