Nowi Jeźdźcy Beacon Hills (bonus, wyzwanie teen wolf)

2K 106 21
                                    

- Macie poważne problemy z wychowaniem dzieci.

- Słucham? – Rosalie Lahey o mało nie przeskoczyła przez biurko oddzielające ją i jej męża oraz Stilinskich od Jordana Parrisha, szeryfa Beacon Hills.

Isaac Lahey złapał ją i usadził z powrotem na niewygodnym krześle, próbując złapać jej spojrzenie. Lydia siedziała nieruchomo, raczej wpatrzona w swoje ręce niż w dawnego amanta. Stiles oczekiwał na dalszy rozwój wydarzeń, wyraźnie rozbawiony reakcją przyjaciółki.

- Meldują się na komisariacie drugi raz w tym miesiącu. – Jordan uciekł wzrokiem w stronę korytarza. Zgromadzeni rodzice zrobili to samo. Ich dzieci siedziały na ławce przy wewnętrznym oknie zupełnie jakby czekały na jakiś wyrok sądowy.

- Ty jednak sugerujesz że jesteśmy złymi rodzicami. – fuknęła Rosalie. – My pracujemy, i ufamy własnym dzieciom.

- Zauważ że ja też mam syna i też pracuję.

- To jest praca? – Rosalie zaśmiała się sarkastycznie odrzucając głowę do tyłu. – Beacon Hills jest od jakiegoś czasu bardzo spokojne, wiec nie uważam że łapanie szesnastolatków za jeżdżenie samochodem po zmroku jest pracą. To bardziej hobby, jak ogrodnictwo.

- Byłbyś tak miły i nie wyrywał nas z domów o dziesiątej? – Stiles przerwał swoje milczenie, zachowując kamienną twarz kontynuował. – Dzieciaki muszą nauczyć się jeździć. Jeśli robią to po zmroku, ja bym się cieszył. Przynajmniej nikogo nie rozjadą.

Jordan chyba sam nie dowierzał, w to co usłyszał. Spiął mięśnie i przeczesał palcami nieco przerzedzone włosy. Potarłszy twarz ponownie spojrzał na zirytowaną grupkę siedzącą przed nim.

- Pilnujcie dzieci. Tylko o to was proszę.

- Zajmij się jakimiś ważnymi sprawami. – Rosalie podniosła się. Nadal miała szczupłe nogi a jej twarz wcale się tak bardzo nie zmieniła. – Tylko tyle od ciebie wymagam.

I wyszła.

Na korytarzu panowała grobowa cisza. Pomniejsi policjanci siedzieli przy swoich biurkach. Wcześniej podglądali przez szybę, czekając na jakiś ciekawszy rozwój wydarzeń. Kiedy jednak trzasnęły za nią drzwi, wrócili do monitorów komputerowych.

Rosalie pozostał dawny blask. Miała tylko trochę krótsze włosy, a wokoło oczu pojawiło jej się kilka zmarszczek mimicznych. Do sylwetki sprzed ciąży wróciła w mniej niż rok. Miała na sobie czarny sweter i jeansy wpuszczone w kozaki na obcasie.

Wcisnęła ręce w tylne kieszenie spodni i zakołysała się na piętach.

- Mamo... - Emily Lahey popatrzyła na nią ciemnymi oczami. Rosalie widziała w jej twarzy, że jest gotowa do przeprosin, nawet do przyjęcia kary.

- Jordanowi się nudzi. Szuka problemów... I GUZA! – podkreśliła, tak żeby jej głos przebił się przez szybę. Uśmiechnęła się dumnie, kiedy jej się udało. – Jak wam szło?

- Nie wyrządziliśmy żadnych szkód. – Ansel Stilinski uniósł długi palec do góry. – A nawet udało nam się przyspieszyć.

- Bardzo dobrze. – pochwaliła ich. – A teraz idźcie już do samochodów. Zanim Jordan przyczepi się że nie jesteście w łóżkach.

****

- Uważasz że ma rację?

Lydia Stilinski ściskała w dłoniach kubek herbaty. Zdecydowanie nie mogła tej nocy spać. Zeszła na dół do kuchni, a chwilę później pojawił się też Stiles. Słowa Parrisha dały jej do myślenia, ale nie mogła nie zgodzić się z Rosalie.

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now