18. Carter

5.7K 361 42
                                    

Odnalazłam Lydię w tłumie i zaciągnęłam ją na trybuny. Kilka osób zostało żeby dogasić palenisko. Siadłyśmy w drugim rzędzie by lepiej widzieć. Oczywiście mnie to nie interesowało ale dla przynajmniej udawania rozeznanej w sporcie przyglądałam się im uważnie.

- Drużyna z Devenford Prep.

Chłopcy w zielonych strojach wpadli na boisko. Brett i dwaj dziwacznie gapiący się chłopcy wybiegli jako pierwsi i chyba najszybsi. Poruszali się płynnie. Drużyna zakręciła koło i skupiła się w jednym miejscu.

- Beacon Hills.

Brodowy kolor wylał się z szatni chłopaków na boisko. Tutaj prowadził Scott z Isaacem po lewej i Liamem po prawej stronie. Za nimi biegł Stiles. Skupiłam się jednak na bladych chłopaka z przeciwnej drużyny. Byli dziwni, jak filigranowe lalki, jakby ich twarze były zrobione z porcelany.

- Lydia. Tamci dwaj. Nie wyglądają dziwnie? – wskazałam palcem. Pobiegła za nim wzrokiem.

- Nie. Może są z jakiś zimnych krajów, ale wyglądają całkiem normalnie. Znaczy ich idealne twarze są przerażające, ale normalne. – Lydia potrząsnęła głową. – Gdyby się na ciebie nie gapili, nie zwróciłabyś nawet uwagi. Mecz się zaczyna.

Przyjrzałam się boisku z nieskrywaną dezaprobatą. Nigdy nie będę dobra w sporcie i powinni się do tego przyzwyczaić. Wszyscy, bez wyjątku. Takie imprezy tylko przypominały mi o tym że kiedy próbuję odbić piłkę kończy się to kontuzją moją, a także czterech innych zawodników z obojętnie jakiej drużyny. Położyłam ręce na dygocących kolanach i patrzyłam na zawodników.

Scott miał piłkę, odrzucił ją do rozpędzonego Isaaca a ten w ułamku sekundy wpakował ją do bramki przeciwników. Tłumy zaczęły szaleć. W następnej chwili kolejną akcję rozpoczynali goście. Gwizdek zagrzmiał a jeden z dziwnych bladziaków wyrzucił piłkę do machającego kijem Bretta. Rzucił się w kierunku bramki. Lawirował między zawodnikami z lekkością. Skoczył w góry by wyrzucić piłkę ale ktoś z Beacon Hills, skoczył do niego i obaj runęli na ziemię. Słyszałam tylko jak Lydia wciąga gwałtownie powietrze a po chwili się śmieje.

- Widzisz, zazdrosny chłopak to dobry chłopak. – wyszczerzyła się w moją stronę. – Isaac go zablokował.

Obaj podnieśli się. Nawet z tej odległości widziałam jak mierzą się wzrokiem a w mojej głowie pojawił się obrazek błyszczących, złotych oczu. Zastanawiałam się czy inni też to widzą, ale przypomniałam sobie że to tylko w mojej głowie. Gra szybko została wznowiona, ktoś rzuci piłkę, ktoś inny krzykną, bramki leciały z prędkością światła, aż w końcu mecz wygrali ci z Beacon Hills. Lydia podskoczyła obok mnie śmiejąc się cicho. Wszyscy kibice wstali, więc zrobiłam to samo, starając się odciąć od ogólnego hałasu. Ludzie zaczęli zbiegać z trybun, okrążać drużynę, przegrani tylko ruszyli do szatni.

Koło zacieśniało się wokoło zawodników, krzyki i piski kibiców musiały ich ogłuszać, ale cieszyli się. Razem z Lydią zeszłyśmy na murawę i stanęłyśmy w pewnej odległości od tłumu. Wolałam raczej nie wpychać się między ludzi którzy z łatwością mogli mnie stratować.

W jednej chwili zaczęli się rozstępować. Isaac i Scott wyszli z koła. Isaac wyglądał jakby zaraz miał zemdleć. Był blady, wzrok miał nieobecny, Scott ciągnął go w stronę trybun.

- Co się stało? Dlaczego wygląda jakby miał zejść? – otworzyłam szeroko oczy.

- Serce mu wali. – Scott posadził towarzysza na ławce. Ręce Isaaca się trzęsły. – On ma...

- Nie mów. – Isaac pociągnął Scotta za rękaw. – Nie. – jego oczy zrobiły się złote.

- Dobra.

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now