27. Joanna d'Arc

411 34 2
                                    




Isaaca poznałam w szkole. Z tą myślą prowadziłam jego samochód. Maureen siedziała na bocznym siedzeniu, oglądając się cały czas na tylną kanapę. Tam był Isaac i Razjel, a pomiędzy nich wciśnięty siedział Zimny, o czarnych włosach i okrąglej twarzy.

Musimy mieć jakiś plan, usłyszałam głos w swojej głowie. Rosalie, wiem, że mnie słyszysz. Musimy mieć plan.

Maureen wydawała się być zajęta wszystkim, tylko nie przekazywaniem mi myśli. Jeśli ja słyszałam jej, to ona mogła czytać moje.

Nie możemy niczego zrobić. Scott ma plan. On zawsze ma plan. Co z Isaacem?

Maureen jeszcze raz na dłużej obejrzała się do tyłu. Przez chwilę jakby oceniała jego stan.

Budzi się. Będzie dobrze.

I wtedy, kącikiem oka zauważyłam błysk pod siedzeniem. Nie zabrała kuszy do hotelu. Nadal mieliśmy element zaskoczenia.

Podjechaliśmy na parking szkolny. Boisko znów było oświetlone, jakby miał się tam rozegrać jakiś mecz. Dostrzegłam samochód Dereka za nami, ze Stilesem za kierownicą. Zatrzymałam się jak najbliżej boiska.

Zasady były jasne. Musieliśmy wygrać, za wszelką cenę.

Zimny wytargał Razjela i Isaaca, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Maureen zwarła się ze mną spojrzeniem. Obie kiwnęłyśmy głowami, jak w wojsku. Zobaczyłam, jak drugi Zimny wyciąga z samochodu Theo i Dereka i ciągnie ich na boisko. Wysiadłyśmy z ociągnięciem.

- Razjel wydobrzeje. Zadbałam o to. – powiedziała Maureen i wyciągnęła spod siedzenia kuszę. – Idziemy.

Wkroczyłyśmy na boisko w pełnym rynsztunku. Wiatr rozwiewał włosy Maureen, a ja dostrzegałam, jaki jej zapach wywołuje szał wśród Zimnych. Nie było ich dużo. Więcej niż nas, ale nie znacznie. Między wampirami dostrzegałam twarz ludzkie, najprawdopodobniej łowców.

- Już jesteście. Jak cudownie. – głos Willa przetoczył się po boisku.

Kawałek przed nami leżały nieruchome ciała. Lydia, Scott, Brett, Malia, Liam, Isaac, Theo, Razjel i Derek. Stiles szedł o pół kroku za mną i Maureen, ściskając w rękach broń. O dziwo, nie był to kij, tylko jeden z karabinów rodzeństwa Kavanaugh.

- Stilinski, odłóż to, zanim zrobisz sobie krzywdę! – Aaron uśmiechnął się kpiarsko. Stał obok Willa

- Poczekamy, aż stado Prawdziwego Alfy skończy swoje leżakowanie. – Will odwrócił się do swoich sługusów.

Stanęliśmy we trójkę wśród naszych przyjaciół. Niektórzy już poruszali się, inni budzili. Spojrzałam na Isaaca, który powoli otwierał oczy. Kucnęłam przy nim i dotknęłam dłonią jego miękkiego policzka.

- Będzie dobrze. – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

- Skoro moja córka postanowiła być Joanną d'Arc. – zaczął Will. – To chętnie poświęci swoje życie dla ważnej sprawy, prawda? Maureen, złotko. Po co ci ta kusza? Rozumiem, że z autopsji wiesz, że lepiej być uzbrojoną, ale nie przesadza...

Nie skończył Maureen posłał bełt prosto w twarz Willa. Jedynie Aaron zdążył zatrzymać pocisk kilka cali od czoła mojego ojca.

- Nadal masz urazy za Billy'ego? Kochanie, to było lata temu.

Maureen już go nie słuchała. Naciągała drugi bełt na cięciwę.

Wysunęłam się do przodu, zostawiając moich towarzyszy za plecami. Bridget zrobiła to samo, ale Will uniósł dłoń, by ją zatrzymać. Poczułam rozdzierający ból w czaszce i nie widziałam nic. Ciemność nagle pojawiła się, a całe boisko w niej utonęło.

Full Moon - isaac laheyOn viuen les histories. Descobreix ara