13. Jasnowidz

2.1K 154 6
                                    

Kiedy tylko znalazłyśmy się na parkingu, opuściłam samochód zakładając okulary słoneczne. Słońce nie robiło mi krzywdy, ale było cholernie drażniące. Tu i tak było go mniej niż w Beacon Hills. Razem z mamą ruszyłam do głównego wejścia budynku studenckiego. Mimo weekendu, ludzie siedzieli na trawnikach i korzystali z nieczęstych tu promieni słońca. Jedni wylegiwali się na sztucznie zielenionych trawnikach, inni rzucali piłką do futbolu amerykańskiego a jeszcze inni grali we frisbee. Beacon Hills wydawało się być niezwykle spokojne w porównaniu do tego miejsca... Oczywiście pomijając ogromny odczyn nadnaturalności bo chyba żadne inne miasto, nie mogło równać się z naszym.

- Chodzić Rosalie, moja koleżanka nas oprowadzi. – Edythe pociągnęła mnie w stronę zadaszenia pod którym jak się okazało siedziała całkiem młoda kobieta.

Miała na oko trzydzieści pięć lat, czarne włosy upięte w koka, bladą skórę i zielone oczy ukryte za profesorskimi oprawkami okularów. Ubrana w ciemnofioletową marynarkę i szarą, ołówkową spódnicą dodawała sobie lat, chociaż ten strój mógł wzbudzać szacunek wśród studentów.

- Miło cię widzieć Edythe. – kobieta uśmiechnęła się do mojej matki, jak do jakiejś studentki.

- Spencer! Rosalie, to jest panna Spencer Dally. Wykłada prawo, Spencer, to moja córka, Rosalie.

Spencer wyciągnęła do mnie rękę. Uścisnęłam ją z bladym uśmiechem.

- To o niej mówiłaś przez telefon... Faktycznie, nieprzeciętnie ładna i blada. – przyjrzała mi się podejrzliwie. – Naprawdę z Kalifornii?

- W Beacon Hills nie ma aż tyle słońca. – westchnęłam. Nie przyjeżdżałam tu na pogaduchy.

- Dobrze, to ja porozmawiam z tobą Eddie. Dawno się nie widziałyśmy, a jeden ze studentów... James Forester zaraz powinien się tu pojawić.

Kolejny raz ludzkie zamglone wspomnienia walnęły we mnie ze zdwojoną siłą. James, Quentin... Syn przyjaciela Willa. Moje gardło zostało ściśnięte niewidzialnymi palcami. Już chciałam powiedzieć Edythe że wolę studiować na innym uniwersytecie i się zmyć, kiedy chłopak wyłonił się zza rogu.

Był bardziej perfekcyjny jak w moim śnie. Jego oczy błyszczały niebieską otchłanią, pełne usta szpecił uszczypliwy uśmieszek. Czarne włosy miał roztrzepane, grzywkę miał odrzuconą na bok, a idealnie blada skóra, była o ton jaśniejsza od mojej. Spojrzał na Edythe z raczej jałowym zainteresowaniem a potem jego wzrok spoczął na mnie. Nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego, automatycznie się spiął, i podszedł do nas wojskowym krokiem.

- James Forester, to Rosalie Clear. Oprowadzisz ją po kampusie. – poinstruowała go Spencer. – A my Edythe pójdziemy na kawę.

Chłód bijący od mentalności chłopaka był bardziej mroźny niż chłód mojej skóry. Pożegnałam Edythe, choć tak naprawdę chciałam by została. Spencer musiała kombinować z Willem, a Will z Quentinem, a Quentin ze swoim synem – Jamesem, który stał teraz blisko mnie i przyglądał mi się bacznie.

- Rosalie Clear. Nienaganne oceny, bogaty ojciec. Wampirzyca.

Ostatnio słowo niemalże wypluł z odrazą. Miałam ochotę rozedrzeć mu gardło zębami, ale stłumiłam w sobie tą chęć, i uśmiechnęłam się blado.

- Przyszła studentka. – sprostowałam lodowatym tonem. – Tego się trzymajmy.

- James Forester. Jasnowidz. – rzekł bez ogródek.

Zmrużyłam oczy próbując zrozumieć o co mu chodzi. Jasnowidz, czyżby nadnaturalniak postanowił zwierzyć się innemu nadnaturalniakowi?

- Po co mi to mówisz?

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now