25. Niezgoda

448 38 2
                                    




Siedziałam w salonie Maureen słysząc strzępki rozmowy telefonicznej Stilesa, którą prowadził w kuchni. Każde z nas było tak samo zdezorientowane. Derek gdzieś zniknął, Maureen to wychodziła to pojawiała się w salonie, za każdym razem z innym poziomem zaciętości na twarzy.

Scott i Isaac rozmawiali przed domem. Mogłam obserwować ich przez salonowe okno. Obaj byli tak samo brudni, tak samo zdenerwowani i tak samo zdesperowani. Chciałam tam pójść i już miałam to zrobić, kiedy Stiles wszedł do salonu, chowając telefon do kieszeni.

- Z Lydią wszystko w porządku. – oznajmił, wypuszczając powietrze ze świstem. – Wszystko dobrze. – opadł na kanapę jak ciężki worek owoców.

- To świetnie, ale nadal nie wiemy, gdzie jest mój brat. – prychnęła Maureen wkraczając do pokoju z ogromną, stalowa kuszą. Pełna zacięcia mina i język uwięziony między zębami towarzyszyły zakładaniu przez nią bełtu na cięciwę. Zadrżałam.

- Może wynieś to z domu? – zaproponował Stiles, obserwując jej poczynania.

Uniosła kuszę do góry i wycelowała w obraz wiszący na ścianie. Opuściła ją niechętnie już po chwili. Cisnęła broń na fotel, a bełt wbił się w ścianę, tuż koło mojej nogi.

- Wybacz, Rosalie. – rzuciła, uśmiechając się niezręcznie. – Chyba nie jestem do końca sobą. Will nie wysyłał ci psychopatycznych esemesków?

Potrząsnęłam głową. Zwróciłam swoje kroki w kierunku przedpokoju, ale w tej samej chwili Isaac i Scott weszli do domu.

- Dlatego nie bawimy się takimi rzeczami w domu! – wrzasnął Stiles, zrywając się na równe nogi.

- Co się stało? – spytał Isaac.

Machnęłam ręką w odpowiedzi i rzuciłam Stilesowi ostrzegawcze spojrzenie. W tym samym momencie kroki Dereka rozeszły się na schodach. Wycierał sobie twarz ręcznikiem poplamionym krwią.

- Musimy wytropić Theo. – rzekł Scott. – Zniknął tej nocy, więc zapach jeszcze nie uleciał.

- Ale pożar na pewno go zniszczył. – zauważyła Maureen, siadając na fotelu, z kuszą na kolanach.

Stiles obserwował jej dłonie spoczywające spokojnie na broni.

- To nasza jedyna deska ratunku. – stwierdził Isaac, opierając się o ścianę. – Wiesz, czy obaj jeszcze żyją?

- Tak. – powiedziała Maureen, choć tym razem jej wzrok był nieobecny. Patrzyła na nas, ale byłam pewna, że nas nie widziała. Widziała coś zupełnie innego. Drgnęła niespokojnie.

Derek przepchnął się koło Isaaca i podszedł do Maureen, której oczy jakby zaszły mgłą.

- To znowu się dzieje? – spytał, ale nie uzyskał odpowiedzi. Chwycił dłoń Maureen.

Dopiero teraz zorientowałam się co robił. Stawał się jej kotwicą. Kontaktem z rzeczywistością.

Wymieniłam z Isaacem zdziwione spojrzenia, i przysunęłam się bliżej niego. Dotknął ręką dołu moich pleców. Zadrżałam, czując jego chłodne palce dotykające mojej skóry pod bluzką. Wsunął je tam zręcznie.

- Co? Co się dzieje? Co się znowu dzieje?! – Stiles pochylił się do przodu.

- Wiem gdzie są. – powiedziała Maureen, ale jej głos był jakby zduszony. – Jest tu jakiś hotel? Bardzo elegancki.

W mieście był jeden hotel, i to ten, w którym była moja mama.

- Jedziemy! Will jest w tym samym budynku co Edythe. – szarpnęłam Isaaca za ramię.

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now