5. Drapieżnik

2.9K 178 16
                                    


Wejście do klasy okazało się być jak zimny prysznic. Niepewnie ruszyłam do swojej ławki wbijając w nią spojrzenie. Usiadłam tak jak kazał mi Derek, spokojnie bez gwałtownych ruchów. Musiałam jedynie sprawiać wrażenie człowieka, oddychać, czasem coś przegryźć na lunchu czy zwyczajnie napić się wody.

Słyszałam szepty, dziwne szepty ludzi którzy siedzieli w klasie, gapili się gdy otwierałam książkę. Powoli przewracałam strony a kwietniowe słońce rzucało przez okna słaby blask na litery. W jednej chwili ktoś zasłonił dopływ światła i poklepał mnie po ramieniu. Uniosłam leniwe spojrzenie na zadowolonego Theo. Miał na torsie koszulkę i bezrękawnik. Przyglądał mi się jak wszyscy, jakby patrzył na okaz w muzeum.

- To czym ty teraz jesteś? – spytał rozbawiony. – Krwiopijcą któremu nikt nie potrafi pomóc?

- Derek potrafi. O co ci chodzi? – rzuciłam i złośliwie wysunęłam kły. Oczy Theo zmieniły kolor.

- Chciałem zaoferować ci pomoc. – powiedział naturalnie. Spojrzałam ukradkowo na Scotta który siedział w pewnej odległości ode mnie. Przyglądał nam się i na pewno podsłuchiwał. – Pomogłem reszcie, mogę i tobie.

Scott powoli skinął głową, każąc mi kontynuować rozmowę. Od niechcenia spojrzałam ponownie na Theo i udając zainteresowanie, ukryłam kły, mimo że złość się we mnie gotowała.

- Co proponujesz i na jakich zasadach?

- Proponuję pomoc w okiełznaniu wampira. – uśmiechnął się niewinnie. – Fachową pomoc, w zamian za przyłączenie się do mojego stada.

Zadrżałam. Przyłączenie się do stada Theo nie było spełnieniem moich marzeń i byłam pewna że sama poradzę sobie z nową naturą. Umiałam się w końcu kontrolować przy Edythe, i innych ludziach. Musiałam tylko utrzymywać odpowiednią dietę i bum, wszystko mogło być dobrze. Pokręciłam głową.

- Nawet za milion lat.

- To dobrze. Może za dwa, trzy miliony lat zrozumiesz swój błąd. Kiedy inni już będą martwi, inni których znasz. Wszyscy twoi bliscy... Będą martwi. Oni umrą, wszyscy oprócz ciebie pójdą do grobu, ty nie. Ty już jesteś martwa. – zawyrokował ostrym tonem. – Tobie już nic nie pomoże. Ty masz całą wieczność. – odwrócił się teatralnie przodem do tablicy zostawiając mnie z moimi myślami sam na sam.

Lekcja ciągnęła się w nieskończoność, a najgorsze było to że nie mogłam się na niej skupić. W głowie echem odbijały mi się słowa Theo które dosadnie otworzyły mi oczy na coś czego wcześniej nie dostrzegałam. Nie dostrzegałam wieczności która przede mną stała. Bezkres czasu jaki miałam do swojej dyspozycji mimo że był tak szeroki, przytłoczył mnie. Oni kiedyś umrą. Stiles, Scott, Kira, Liam, Malia, Jackson a nawet Lydia czy Parrish, oni umrą. Edythe i Isaac. Ściskanie pojawiło się nagle, w okolicy klatki piersiowej. Wiedziałam że to nie może być serce, które zwyczajnie zastygło na wieczność. Pozostanie mi żyć bez nich, na cholerną wieczność, do końca świata. Melancholia naszła jak ciemność i trwała do końca dnia.

Na biologii nie odzywałam się do Stilesa. Unikałam pogawędek, a moją głowę przepełniły jedynie obawy, mimo to i tak trafiałam w celne odpowiedzi bo mój mózg działał genialnie jak na taki natłok myśli. Na francuskim Lydia próbowała mnie zagadać w każdy możliwy sposób. Opowiadała o ostatnim spotkaniu z Parrishem które zakończyło się nagłym pojawieniem się doniczki na głowie zastępcy. Podczas angielskiego Kira usiadła bardzo blisko mnie, tak że niemalże stykałyśmy się ramionami.

Na lunch poszłyśmy we dwie. Podczas wejścia do stołówki natłok zapachów na chwile wyciągnął mnie z krainy własnych myśli, musiałam skupić się niemalże maksymalnie by uniknąć nagłego rzucenia się na uczniów.

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now