2. Pełna rodzina

5.4K 322 50
                                    

Od balu minęły góra trzy tygodnie, choć czas leciał niemiłosiernie. Ciągle coś mi go pospieszało, szkoła, Isaac, przyjaciele, i najgorsze było to, że gdy raz się zatrzymałam by odetchnąć, były moje urodziny.

- Dosyć tego. Ile można na niego czekać?

Mama uderzyła dłonią w stół.

Podniosłam na nią znudzone spojrzenie zaprzestając na moment rozgrzebywania kurczaka.

- Nie można po prostu wcześniej wysłać lawety?

- Może mają opóźnienie. – powiedziałam znudzonym głosem. – Może się tak zdarzyć. Mógł też zapomnieć o moich urodzinach i wcale bym się nie zdziwiła.

Oczywiście mowa o moim ojcu który miał przysłać lawetę z jakiegoś zakątka Ameryki lub świata mój prezent osiemnastkowy. Miało to być coś niesamowitego a za sprawą mamy, miałam otrzymać samochód. Nie liczyłam na nic ekscytującego, może jakiś zwykły, mały zwrotny samochodzik kupiony w komisie za niezbyt wielkie pieniądze. Właściwie to by mi pasowało. Małe auto, o które nie byłabym zmuszona dbać przez resztę swojego życia, oraz uważać by tylko nie zarysować lakieru wartego więcej niż nasz dom.

Dzwonek do drzwi zadzwonił. Zerwałam się jako pierwsza i pobiegłam otworzyć. Po drodze sprawdziłam stan moich włosów. Były okay, i tak przed planowaną przez Kirę imprezą na moją cześć, będę musiała wziąć prysznic i doprowadzić się do stanu używalności.

- Hej. – uśmiechnęłam się widząc na werandzie Isaaca. Miał na sobie tą niesamowitą skórzaną kurtkę w której uwielbiałam siedzieć będąc w jego lofcie.

Przysunął się i pocałował mnie w policzek.

- Wszystkiego najlepszego. Teraz jesteśmy w jednym wieku. – uśmiechnął się promiennie.

Przepuściłam go w drzwiach które zamknęłam gdy tylko wszedł. Ogłosiłam mamie że nie będę już jadła obiadu i oboje poszliśmy na górę. Stanąwszy w drzwiach mojego pokoju niemalże przypomniałam sobie o poranku. Był ciężki, jak ostatni czas. Od kiedy zaczęły dziać się te wszystkie dziwaczne rzeczy, i ja zrobiłam się dziwniejsza i nieco nieprzewidywalna. Kiedy tylko się zdenerwowałam, rzeczy leciały z półek a meble w jakiś niesamowity sposób unosiły się w powietrzu. Stroniłam więc od kłótni z Isaacem, mamą, Lydią i każdą inną osobą. Musiałam stać się ostrożniejsza aż do tego stopnia że kiedy Isaac się zagalopował a ja nie potrafiłam zatrzymać reakcji rzeczy wirowały wokoło unoszone siłą jedynie mojego umysłu.

Zadziwiające że rano nawet nie zwróciłam uwagi na ten perfidny bałagan, ale Isaacowi zdawał się nie przeszkadzać bo uśmiechnął się i usiadł na moim zaścielonym łóżku patrząc na mnie wyczekująco.

- Jak do tej pory?

- Dostałam od mamy nowego laptopa. – wskazałam na przedmiot leżący na biurku. – I dalej czekam na prezent od taty.

- Wścieka się. Wchodząc niemalże słyszałem bicie jej serca. Była w kuchni? – skinęłam głową. – To jest serio zła.

- Ty możesz słyszeć różne dźwięki, a ja kiedy się całujemy wywołuję tornado. Super. – opadłam na kapę obok niego. – Już mogę się pochlastać?

- Poczekaj do wieczora. – Isaac objął mnie ramieniem. – Albo chociaż do przyjazdu prezentu. Wtedy będziesz wiedziała czy warto.

Zadarłam głowę by na niego spojrzeć. Był przystojny, bardzo. Czasem myślałam że aż za bardzo i że właściwie dlaczego ktoś taki jak on: zjawiskowy, idealny, bezapelacyjny grecki bóg, zainteresował się kimś mojego pokroju. Najprawdopodobniej szukał kogoś, kto w ogóle się nim nie interesował, co oczywiście było błędnym stwierdzeniem w moim przypadku. Interesowałam się nim, ale maskowanie emocji było również moją mocną stroną.

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now