15. Zemsta

1.8K 153 4
                                    

Srebrzysta łuna przerodziła się w wyraźny obraz wybrzeża które widziałam podczas wypadu z Brettem. Zadziwiające jak odległe było to wspomnienie, i jak wiele się od tamtego czasu zmieniło. Złoty piasek obmywała woda. Miałam ochotę rzucić się w morską toń, poczuć jej chłód na skórze. Czułam wszystko, każdy bodziec był jednak słabszy. Słabiej widziałam, mój węch był gorszy, i wewnątrz wiedziałam o mojej niezgrabności która pojawiła się z uczuciem ulgi. Pierwsza myśl, jestem człowiekiem. Druga myśl, to nie możliwe. Rozejrzałam się dookoła słabiej czując zapachy. Przy samym brzegu stał Isaac. Spodnie miał podwinięte, bose stopy moczył w wodzie. Stał do mnie tyłem, ale po jego postawie widziałam że jest naprawdę rozluźniony. Czyżby czuł się dobrze? Ruszyłam do niego powoli, wolniej niż ostatnimi czasu uważając na wszelkie pułapki zastawione przez naturę. W miarę jak się do niego zbliżałam moje serce biło szybciej?

Chwilę! Moje serce biło! Miałam ochotę podskoczyć pos damo niebo, tańczyć i śpiewać ale w tej samej chwili poczułam jak bardzo bolesne jest to uczucie. Z każdym uderzeniem, przejmowałam się coraz bardziej. Kiedy poczułam materiał koszulki Isaaca pod palcami, miękki i przyjemny w dotyku, chłopak odwrócił się i uśmiechnął, jednym z najpiękniejszych uśmiechów jakie mógł mi podarować.

- Rosalie.

Obraz pochłonęła ciemność. Ukłucie żalu nastało w chwili kiedy uświadomiłam sobie że zamiast koszulki Isaaca, dotykam klamki drzwi z kliniki Deatona. Mogłabym je nawet rozwalić, ale nie chcąc wszczynać niepotrzebnego alarmu, odwróciłam się do Stilesa który patrzył na mnie jak zaczarowany. Skinęłam głową upewniając go że wszystko dobrze. Drugą ręką dotknęłam miejsca w którym powinno znajdować się moje serce. Uśpiony mięsień nie dawał znaku życia. Z mojego gardła wydarł się dźwięk rozpaczy.

- Rosalie. – Stilinski wymówił moje imię tak spokojnie. Prawie jak Isaac na brzegu, ale w tamtym tonie kryła się nuta uwielbienia, w tonie Stilesa słyszałam przyjacielską troskę.

- Wszystko dobrze. – zapewniłam go wciskając klamkę.

Drzwi ustąpiły z cichym skrzypnięciem. Stiles znalazł się przy mnie i delikatnie popchnął mnie do środka, weszłam czując zapach krwi. Krwi Isaaca. Nie mogłam się rzucić do ucieczki. Nie teraz, nie w tej chwili, nie kiedy mnie potrzebował. Nie mogłam go zawieźć. Zbyt często go zawodziłam. Ruszyłam korytarzem zmagając się z własnymi demonami. Słyszałam oddechy innych, ale nie słyszałam oddechu Isaaca. Nie słyszałam też bicia jego serca.

Wejście do zabiegowego było jak zderzenie z marmurem. Zimnym i twardym. Scott siedział na stołku przy metalowym stole, Kira oparta o jedną z szafek wpatrywała się tępo w podłogę, a Isaac... Isaac leżał nieruchomo z zamkniętymi oczami i wyrazem bólu na twarzy. Jego lewy bok, ramiona i twarz były poharatane i zakrwawione. Zignorowałam swoje demony. Przy metalowym stole znalazłam się w ułamku sekundy wplatając we włosy Isaaca swoje smukłe palce lewej dłoni. Prawą ułożyłam na jego podrapanym policzku, ignorując krew plamiącą moją zimną skórę. Chłód mógł mu przynieść ulgę, ale temperatura jego ciała nie odbiegała zbytnio od mojej. Oczy z przerażenia otworzyły mi się szeroko gdy spojrzałam na Scotta.

- Żyje. – zrozumieliśmy się bez słów. McCall wstał z miejsca i położył dłonie na moich drobnych ramionach. Jego głowa znalazła się tuż obok mojej. – Jest tylko bardzo słaby. – powiedział cicho. – Bardzo, bardzo słaby.

- On nie może. – jęknęłam czując jak łzy spływają mi po policzkach. – Nie może. Nie może zabrać mojego człowieczeństwa ze sobą. Musi zostać. Scott...

- Spokojnie. – Scott otulił mnie ramionami powoli, pociągnął do tyłu. Poddałam mu się jak łódź falom. Łódź która straciła swoją cumę. – Rosalie...

Full Moon - isaac laheyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz