3. Książka

8.6K 435 63
                                    

W poniedziałek rano obudziłam się wcześniej niż zwykle. Ubrałam się i wyszykowałam pędem błyskawicy. Patrząc przez okno nabrałam pewności że Stiles nie wyjdzie przez dobre kilka minut więc mogłam wejść na ich trawnik. Wyszłam z domu, zostawiłam torbę na werandzie po czym obeszłam żywopłot. W głowie starałam się odtworzyć sobie gdzie stali kiedy ze mną rozmawiali. Kiedy ustaliłam gdzie to było, coś błysnęło w trawie. Kucnęłam przy tym i palcami podjęłam zimny przedmiot. Wyglądało to na ogniwo łańcucha, tyle że przerwane. Kto normalny mógłby przerwać łańcuch? W tym momencie drzwi domu Stilesa otworzyły się. Na całe szczęście to nie był sam Stiles, tylko jego ojciec. Szeryf.

- Cześć Rosalie. – uśmiechnął się jak zwykle. Właściwie to lubiłam go. – Stiles zaraz wyjdzie jeśli na niego czekasz.

W tym samym momencie mama pojawiła się na dworze i pomachała abym jechała z nią.

- Właściwie to już nie. – uśmiechnęłam się najmilej jak umiałam. – Zabiorę się z mamą. Dowiedzenia.

Obiegłam żywopłot i zbierają torbę z werandy poszłam do toyoty mamy. Odjechałyśmy cicho na napędzie hybrydowym. Cały czas ściskałam ogniwo łańcucha. Ociepliło się już od mojej dłoni i teraz nie było źródłem krótkich drgań wysyłanych do mojego organizmu.

- Co robiłaś u Stilinskich?

- Rozmawiałam sobie z szeryfem. – ciężko było mi okłamywać matkę. – To taki miły facet.

Podjechałyśmy pod szkołę. Wcisnęłam ogniwo do kieszeni spodni i wysiadłam z auta trzaskając drzwiami.

Popędziłam na matematykę. Nie mogłam się spóźnić więc w biegu otworzyłam swoją szafkę, wrzuciłam do niej kurtkę oraz wyprany strój sportowy i dalej poszłam na lekcje. Weszłam klasy przywitana ciekawskimi spojrzeniami Scotta i Stilesa którzy jakimś cudem zjawili się przede mną mimo że Stiles był jeszcze w domu kiedy odjeżdżałam z mama. Theo też dziwacznie mi się przyglądał, ale jego zignorowałam. On zawsze dziwacznie się gapił. Posłałam im pytające spojrzenia ale tylko pokręcili przecząco głowami, a ich idiotyczne miny utrzymywały się na twarzach do końca tej lekcji.

- O co chodziło z tym zadaniem z biologii? – zapytał Stiles kiedy szliśmy na lekcje z panią Martin.

Pamiętałam o ogniwie łańcucha w kieszeni. Odruchowo moja ręka powędrowała do niego i złapała zimny metal przez materiał spodni.

- Już nic. Poszperałam trochę w Internecie. Chodziło o proporcje. – skłamałam i co dziwne, przyszło mi to łatwością. – Naprawdę wczoraj nic nie złapaliście?

Stiles poparzył na mnie pytająco.

- Ryby. Byliście na rybach. Isaac tak mówił jak wróciliście. – naprostowałam wchodząc o krok przed Stilesem do klasy.

- Tak jak widziałaś. Nie jesteśmy najlepszymi wędkarzami. – kłamał. Czułam jego kłamstwo dosłownie przez skórę.

Skupiłam się na pliku papierów które trzymał w rękach i teraz położył je na czarnym marmurowym blacie. „Doktorzy Strachu".

- Macie dziwne lektury na rozszerzonym angielskim. – zauważyłam. – Mogę?

- Nie! – Stiles zareagował mechanicznie. Złapał skserowaną książkę i pociągnął ją dalej tak że moje palce ledwo musnęły kartki. – Znaczy, nie zaciekawi cię. Bez sensu, jest dość nudna. Jest o ludziach którzy zmieniają innych ludzi w potworności. Cały problem jest w niej taki, że to psychopaci.

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now