14. Nic nie może pójść nie tak/Wszystko może pójść nie tak

471 38 5
                                    




Nie spałam dobrze tej nocy. Co chwilę budziłam się, mając wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Zamknęłam nawet okno, ale to cholerne wrażenie nie ustępowało. Obudziłam się, kiedy było jeszcze chłodno, a słońce wisiało nisko. Wzięłam rzeczy na przebranie i ręcznik, oraz kosmetyczkę i wyruszyłam na poszukiwanie łazienki.

Dom był cichy, gdy brałam prysznic i myłam zęby. Włosom pozwoliłam wyschnąć samodzielnie. Rozczesałam je dopiero w pokoju, ubrana już w bluzkę z krótkim rękawem i ciemne spodnie. W tej sypialni nie było żadnych książek, ani niczego, czym mogłabym się zająć. Na dnie torby znalazłam swoją komórkę, kompletnie rozładowaną i ładowarkę. Podpięłam telefon i postanowiłam opuścić pokój.

Ssało mnie w żołądku, więc niewiele się zastanawiając, poszłam do kuchni. Meble były tu ładne. Białe szafki z czarnymi, marmurowymi blatami. Chwilę zajęło mi znalezienie zabudowanej lodówki, wypełnionej po brzegi jedzeniem. Włączyłam też ekspres do kawy i przeszukiwałam szafki w poszukiwaniu kubka.

- Wcześnie wstałaś.

Razjel wszedł właśnie do kuchni z uśmiechem na ślicznej twarzy. Włosy miał jeszcze wilgotne, a na sobie bluzę z kapturem i krótkie spodenki.

- Jeśli robisz kawę, zrób też dla mnie. Błagam. A kubki, są tam. – wskazał na szafkę przy oknie. – Mój to ten niebieski z misiem.

Uśmiechnęłam się rozbawiona. Taki zwykły niebieski kubek z misiem. Było w tym coś dziecięcego, coś pięknego. Teraz, przez ułamek sekundy widziałam małego Razjela, chłopca, który bawił się z Billym i Maureen. A po chwili miałam już przed oczami piętnastoletniego chłopaka, który nie zdążył pomóc siostrze. Potrząsnęłam głową odpędzając obrazy i sięgnęłam po dwa kubki. Dla niego, niebieski z misiem.

Już po chwili staliśmy po dwóch stronach wyspy kuchennej, każde ze swoim kubkiem kawy. Między nami na blacie stał talerz z kanapkami pospiesznie przygotowanymi przez Razjela.

- Nigdy nie mieliśmy okazji po prostu porozmawiać. – zauważył Razjel. – Gdzie idziesz na studia?

- Mając nadzieję, że dożyję, do Seattle. A wy?

- Wracam do Nowego Jorku. – oznajmił Razjel. – Maureen dostała się do Stanford. Zostaje w Kalifornii. Tylko nie wie, że ja nie.

- Takie rodzeństwo tak daleko od siebie? Wasza telepatia będzie się jakoś przebijała przez całą Amerykę? – zakpiłam, ale Razjel nie wydał się być rozzłoszczony. – Czemu nie idziesz z nią?

- Ona nie chce być tylko Nefilim, a mnie to całkowicie satysfakcjonuje. – wzruszył ramionami i przeczesał palcami włosy. – Bardzo jej na tym zależało. Kiedy dostała list, była jak pięcioletnie dziecko cieszące się lizakiem, albo nową zabawką. Coś dobrego wreszcie jej się przytrafiło.

- Musisz kochać swoją siostrę, choć jest taka szorstka.

- Ma szorstką powierzchowność. I tak, kocham Maureen najbardziej na świecie. Kiedy się ją bliżej pozna, naprawdę zyskuje. To twarda laska, poradzi sobie. – Razjel ugryzł kawałek kanapki, co zatrzymało na chwilę jego wypowiedź, ale kiedy przełknął, spojrzał na mnie poważnie. – Isaac to twój pierwszy chłopak, prawda?

- Tommy Forter z przedszkola chyba się nie liczy, więc tak. – upiłam łyk gorzkiej, czarnej kawy.

- Bardzo go kochasz, Maureen od razu to wyczuła. Ona czuje i po prostu wie niektóre rzeczy. – wycelował we mnie palec. – A on kocha ciebie. I możesz nie chcieć o tym ze mną gadać, ale taka jest prawda.

- I nie wie, że nie zostajesz?

- Wiem jak obejść jej zmysły. – Razjel uśmiechnął się zwycięsko. – Znajdziemy go, albo sam wróci. Jeszcze nie wiem, ale na pewno będzie z nami już niedługo.

Byłam mu wdzięczna za te słowa. Resztę kanapek i kawę dokończyliśmy rozmawiając o wielu rzeczach. Pytał o Willa, ale nie przyznałam się, że wiem coś o Billym. Po tej rozmowie z Razjelem dostrzegłam, jak bardzo oboje z Maureen są zniszczeni. Zniszczeni, ale nie pokonani. Ich nie dało się pokonać.

Kiedy wstawialiśmy naczynia do zmywarki, w kuchni pojawiła się Maureen. O dziwo, nawet rano była piękna i olśniewająca w bordowym, satynowym szlafroku i z fryzurą, która była pewnie kucykiem, kiedy panna Kavanaugh kładła się spać.

- Nie zrobiliście mi kawy? – spytała zawiedziona, układając usta w podkówkę. Wyjęła z szafki swój kubek, różowy z misiem i postawiła pod ekspres.

- Tylko nie przesadź. – poprosił Razjel. – Nie za mocną.

- Kawa musi być albo mocna, albo możesz ją sobie wlać w spodnie. – nawet nie odwróciła się mówiąc to.

Poczułam się jak intruz. Sytuacja między nimi w kuchni była prywatna, intymna, a ja naprawdę byłam intruzem. Poczułam, jakby w ogóle nie powinno mnie tam być. Chciałam umknąć na górę, kiedy niespodziewanie Maureen wciągnęła mnie do rozmowy.

- Jak się czujesz, Rosalie? – spytała, przytykając sobie do pełnych ust kubek pełen kawy. Mocnej kawy. – Fajnie jest móc ruszać całym ciałem, nie?

- Cieszę się swoją sprawnością. – odparłam. – Co dziś będziemy robić?

- Ty zostajesz w domu. – powiedziała, kierując się do wyjścia. – My musimy szukać Łowców.

- Mam siedzieć tu bezczynnie, kiedy wy będziecie szukać Łowców? – spojrzałam na Maureen potem na Razjela. – Robicie sobie ze mnie żarty?

Maureen już nie odpowiedziała, tylko zniknęła na schodach prowadzących na piętro. Znów zostaliśmy z Razjelem sami. Patrzył chyba wszędzie, tylko nie na mnie. Bardzo walczył ze sobą, żeby na mnie nie spojrzeć.

Ofuknęłam go i opuściłam kuchnię. Pobiegłam do swojej sypialni i włączyłam telefon. Wiedziałam, że to była wspólna decyzja stada, żeby nie pozwolić mi brać udziału w niebezpiecznej akcji, dlatego musiałam namówić kogoś spoza stada, żeby mi pomógł.

Była w całym miasteczku tylko jedna osoba, która bez zawahania sprzeciwiłaby się Scottowi i reszcie. Tylko jedna osoba, mająca w sobie tyle nienawiści, że z dzika rozkoszą zdenerwowałaby ich wszystkich, dla czystej rozrywki.

Wybrałam numer i poczekałam chwilę.

- Halo? – zaspany głos rozbrzmiał w słuchawce.

- Theo? Musisz natychmiast coś dla mnie zrobić.

Oczywiście, powiedziałam mu o co mi chodzi, a to jeszcze bardziej zachęciło go do pozytywnej odpowiedzi na moją prośbę. Najpierw jednak, musiałam obejść Maureen i Razjela. Kiedy oni przygotowywali się do wyjścia, ja udałam, że czytam jakąś gazetę, którą znalazłam w salonie. Skulona na sofie i pogrążona w lekturze jakiegoś artykułu o zdrowiu psychicznym, nie wzbudzałam ich podejrzeń.

- Dasz sobie rade? Czuj się jak u siebie. – powiedziała Maureen, kiedy Razjel siedział już na miejscu kierowcy w lancerze i z odpalonym silnikiem czekał na nią przed domem.

- Dam. Dzięki Maureen. – uśmiechnęłam się, a ona odpowiedziała mi takim cudnym uśmiechem, że przez chwilę zrobiło mi się źle, że tak ją okłamywałam. Z drugiej strony, mogła też wiedzieć, co zamierzam, tak jak „wiedziała rzeczy". Mogła mnie testować.

Odjechali z rykiem silnika. Poczekałam chwilę, aż przestanę słyszeć ich samochód i wysłałam Theo wiadomość. Potem rzuciłam telefon i pobiegłam po nóż i pistolet, który wczoraj dostałam. Theo miał pazury, ja miałam broń. Nie wiem, co mogło pójść nie tak.

- Wiesz, gdzie możemy zacząć ich szukać? – spytał Theo, kiedy wgramoliłam się już do jego samochodu.

- Nie. – wzruszyłam ramionami. – Ale poradzimy sobie.

I potem, zaczęłam się dowiadywać, co mogło pójść nie tak.





Głupie decyzje Rosalie! Kto tęsknił?

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now