18. Myśli Lydii Martin

4K 226 64
                                    

Pod kliniką było już ciemno, ale jedno niewielkie światło w sali zabiegowej cały czas było zapalone. Oznaczało to tyle, że Deaton był w środku i poproszenie go o pomoc nie stanowiło problemu. Lydia oczywiście narzekała. Według niej nie powinnam tego robić, powinnam sama do tego dojść ale nie potrafiłam znieść myśli że mogłabym być w jej stanie przez niewiadomo ile. Musiałam dowiedzieć się wszystkiego. Każdego najmniejszego faktu, względnie niezbyt istotnego, dla mnie jednak cholernie ważnego.

Załomotałam pięściami w drzwi. Przez chwilę nic się nie działo, ale zaraz doktor Deaton pojawił się na progu.

- W czym mogę pomóc?

- Odprawi pan swoje czary mary i mi pomoże? – poprosiłam.

- Czy ty nadal myślisz że jestem jakimś Gandalfem?

- Poniekąd.

- Właściwie zawsze lubiłem Gandalfa. Wchodź. – zaprosił mnie do środka.

Przywołałam Lydię ledwie gestem ręki ignorując zdziwione spojrzenie weterynarza. Byłam sama sobą zaskoczona, nie tyle sobą, ile tym że oddaję się w jego ręce. Drżałam przemierzając zimny korytarz.

W zabiegowej jak się okazało Deaton nie siedział sam. Wysoki, barczysty facet o ciemnych włosach i kilkudniowym zaroście siedział na krzesełku ukryty w półmroku. Rękę miał wyciągniętą do przodu, a do niej podpiętą kroplówkę. Odwróciłam się gdy usłyszałam głos Lydii.

- Derek! – krzyknęła. – Nie wierzę. Isaac mówił prawdę.

- Wiedziałem że ten pies nie wytrzyma i komuś rozgada. – żachnął się Derek. – Cześć Rosalie.

- Hej. – wbiłam wzrok w jego poszarpane ramię. Ukrył je szybko zakrwawioną szmatą. – Nie ważne. Deaton, potrzebuję pomocy. Muszę zobaczyć to co widziała Lydia. Wiedzieć to samo, co ona. Strasznie dużo jakby od tego zależy.

Złapał moją myśl w lot. Przyciągnął krzesło do stołu i kazał na nim siąść Lydii. Sama wskoczyłam za metalową leżankę i kładąc się na płask wbiłam wzrok w sufit. Po chwili już dostałam jakiś napój ziołowy, po czym Lydia chwyciła moją rękę.

- Wniknij do jej umysłu, a przeniesiesz informacje.

Fala ciemności zalała mnie w tempie błyskawicy. Ledwie ponownie potworzyłam oczy a już widziałam przewijające się obrazy. Słyszałam myśli Lydii. Były chaotyczne do tego stopnia że musiałam sama je porządkować i szufladkować. Lydia myślała o wszystkim a odnalezienie tych właściwych informacji zajęło szmat czasu. Straciłam rachubę. Mój czas leciał chyba szybciej lub wolniej. Nie miałam pojęcia. W przebłyskach świadomości słyszałam zbyt wiele głosów, by ustalić o czym mówili a kiedy nastała cisza odcięłam się od wszystkiego i czekałam na odpowiedzi.

Carter to ktoś kogo znamy, komu ufamy. Pierwszy umrze Liam, zginie we śnie, musimy go chronić. Isaac i Rosalie nie mogą się rozdzielać, musimy uciekać na północ, najlepiej do Kanady albo Nebraski. Gdybyśmy nawiali na Alaskę nie byłoby źle. Wampiry maja coś obiecane, one nie robią nic bezinteresownie. Grozi nam niebezpieczeństwo. Trzeba uciekać. Ochrona Stilesa to ważny punkt planu. Trzeba trzymać go daleko od niebezpieczeństwa. Pozostaje sprawa Theo, jeśli on złapie trop, pociągnie resztę chimer za sobą, co za tym idzie Doktorów aż w końcu Wampiry. Musimy zwodzić wszystkich, rozdzielać się z rodzinami, chroniąc ich tym samym. Stiles nie zostawi ojca, Rosalie nie pozwoli zostawić matki. Scott zrozumie ale zmusi ją by trzymała się blisko mamy Kiry. Kira odejdzie za Scottem, Liam może by nieco rozchwiany ale w końcu zrozumie że tak trzeba. Moja mama będzie musiała jakoś to przeżyć. Malia zostanie z Theo, ufa mu teraz bezgranicznie. Derek, on może nam pomóc. Z Isaacem nie będzie problemu. Pojedzie za Rosalie na koniec świata, nic poza nią go tu nie trzyma a Jackson... Jackson wie że to jedyne wyjście. Z Rosalie musimy utrzymać się w tajemnicy ochronić ich wszystkich, to nie będzie łatwe, ale musimy dać sobie radę. Derek będzie przewodził Scottowi a Scott watasze. Szykuje się odejście, coś mrocznego i nieznanego temu światu. Nadnaturalność wzrasta, a Carter pozostaje tylko nieuchwytnym cieniem. Skądś kieruje wampirami a one się go słuchają. Musi mieć wtykę. Jeszcze jej nie poznałam, ale musze to zrobić. ONI WSZYSCY UMRĄ. TO JEST IM PISANE, ALE DA SIĘ TO ODWLEC W CZASIE.

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now