Córka. Kochanek. Płaczka. Przywódca. Anioł. Wojowniczka. Buntownik.
Słowa towarzyszyły mi przez następne dni, kiedy zmuszałam się do zachowywania jak zwykle. Edythe, kiedy oficjalnie wróciłam do domu, przytargała do mojego pokoju kartonowe pudła, i kazała mi zacząć pakować się na studia.
Nie myślałam, że to będzie aż tak męczące. Nienawidziłam się pakować, a pakowanie się na wyjazd w takich okolicznościach, było jeszcze bardziej nieprzyjemne.
W sobotni poranek wrzucałam do poszczególnych pudeł swoje rzeczy. Książki, tomiki poezji, albumy ze zdjęciami. Wiedziałam, że nie wyjeżdżam na zawsze, ale z jakiegoś powodu pragnęłam mieć te wszystkie rzeczy przy sobie.
- Zaczęłaś już pakować swoje pamiątki? – Edythe wadziła głowę do mojego pokoju. – Te po twoim ojcu możemy spalić, jeśli chcesz. – zaproponowała z dziką rozkoszą na twarzy.
- Przemyślę to. – odpowiedziałam z uśmiechem. – Gdzie Steve cię dziś zabiera?
Cieszyłam się, że mama znalazła kogoś. Will był godny pożałowania, ale Steve to naprawdę fajny facet. Lubiłam go. Interesował się mamą, kilka razy widziałam, jak z uśmiechem nastolatki wypisywała do niego sms-y. Edythe była naprawdę szczęśliwa.
Otworzyła szerzej drzwi i zaprezentowała mi się w pięknej, czerwonej sukience z kopertowym dekoltem. Na dole spódnica była plisowana i kończyła się przed kolanem. Włosy podkręciła na lokówce, a usta pociągnęła błyszczykiem.
- Wow. Pani Clear. – głos Isaaca dobył się zza mojej matki. Przesunęła się i przepuściła go w drzwiach, a on nie spuszczając z niej wzroku, wszedł do mojego pokoju.
Uniosłam brwi patrząc na Isaaca i pokręciłam głową.
- Jedziemy do Redding, otworzyli tam nową restaurację. Bardzo elegancka. – wyjaśniła Edythe. – I dziękuję Isaac, ale jesteś dla mnie za młody.
Rozłożył ręce i zrobił minę zbitego psa, a potem uśmiechnął się szelmowsko opadając na moje łóżko.
- Łamie mi pani serce.
Trzymałam akurat w rękach cienką książkę. Zwinęłam ją w rulon i trzasnęłam Isaaca po nosie. Rzucił mi oburzone spojrzenie, ale zignorowałam go tak dobrze, jak on ignorował mnie od kiedy wszedł.
W zagłębieniu między obojczykami Edythe dostrzegłam ciężki wisior z czarnym kamieniem wielkości jajka. Srebrna otoczka była misternie rzeźbiona.
- Mamo, skąd masz ten wisiorek?
Edythe położyła palce na kamieniu i cofnęła je gwałtownie.
- Dostałam po zakończeniu szkoły. – uśmiechem starała się zamaskować zmieszanie. – Muszę lecieć, Steve zaraz będzie. – powiedziała i zamknęła drzwi.
Milczeliśmy z Issaciem, oboje wpatrzeni w drzwi, aż on nie wydał z siebie dźwięku przypominającego jęknięcia.
- Co to było? – spytał w końcu.
- Hm?
- Strzeliłaś mnie po nosie jak szczeniaka. – prychnął, wyciągając długie nogi przed siebie.
- Przystawiałeś się do mojej matki. – zmarszczyłam nos i pokazałam mu język, a potem wrzuciłam książkę do pudła. – Spakowałeś się już na UCLA? Isaac?
- Nadal zastanawiam się, czy tam iść. – stwierdził zrezygnowany.
- Żartujesz, tak? – usiadłam obok niego i wsunęłam swoją drobną dłoń w jego dużą. – Isaac, przestań kombinować.
YOU ARE READING
Full Moon - isaac lahey
FanfictionSiedemnastoletnia Rosalie Clear mieszkająca w Beacon Hills od urodzenia nie ma nawet pojęcia co dzieje się w jej mieście. Nie dziwne kiedy nie zwraca się uwagi na znajomych a wręcz się ich unika. Jednego dnia poznaje Isaaca Lahey'a który powrac...