17. Brett Talbot

6.3K 376 45
                                    

Podczas tygodnia miałam ten sam sen co w lofcie Isaaca. Dach szpitala Beacon Hills, tamta twarz, młodego, przystojnego chłopaka prześladowała mnie nawet podczas dnia. Kłębiła się w moich myślach. Potem się zmieniała, z ludzkiej w wilkołaczą.

W czwartek obudziłam się na tyle wcześnie, by zdążyć doprowadzić się do naprawdę dobrej postaci mimo nieprzespanej nocy zanim Isaac zjawi się pod moim domem, by po raz czwarty, z zawrotną prędkością zabrać mnie do szkoły.

Wzięłam prysznic, ubrałam się ciepło i jedynie nałożyłam korektor pod oczy by ukryć głębokie cienie wycieńczenia. Schodząc na dół usłyszałam jak mam krząta się po kuchni. Kiedy tylko minęłam jej próg, zastałam stos papierów na blatach i roztrzęsioną matkę przeczesującą palcami włosy.

- Coś się stało? – spytałam opiekuńczym tonem choć tak naprawdę wiedziałam. Ponownie zgubiła papiery jakiegoś domu.

Spojrzała na mnie wymownie i powróciła do szukania.

- Dom w Redding. Przy drodze, dwa pokoje. – oświadczyła żałosnym tonem.

Obrzuciłam spojrzeniem całą kuchnię. Papiery właściwie leżały tylko w jednym miejscu nie licząc dwóch kartek przypiętych magnesami do lodówki. Zerwałam je i oddałam Edythe z cichym westchnieniem.

- Gdybyś poszukała.

- Co ja bym bez ciebie zrobiła Rosalie? – ulga w jej głosie była kojąca. – No dobra to muszę się zbierać. Może się nie spóźnię! – krzyknęła upychając wszystkie kartki w neseserze. Wywróciłam tylko oczami.

Wyciągnęłam z lodówki serek i zjadłam go pospiesznie, wypatrując przez okno w kuchni samochodu Isaaca. Wyrzuciłam opakowanie do śmietnika, pokręciłam się po domu bez większego celu. Sprawdziłam jeszcze stan moich włosów, kiedy dzwonek zadzwonił. Niemalże zbiegłam po schodach z torbą spadającą z ramienia.

- Wybacz za spóźnienie. – Isaac wcisnął ręce w kieszenie czarnych spodni. – Zaspałem.

- Widzę. – mruknęłam wpuszczając go do środka. – Ułóż włosy, wyglądasz jak bezdomny który ukradł fajną kurtkę jakiemuś bogaczowi.

- Od kiedy dowiedziałaś się że jesteś czarownicą, stałaś się bardziej wredna.

- Moje uśpione ja. – zajęłam się wkładaniem butów.

Kiedy wyszliśmy Isaac otworzył zdalnie samochód a ja wskoczyłam na siedzenie pasażera. Zapięłam pas, bo wiedziałam że się w końcu do tego przyczepi i czekałam aż odpali silnik. Ruszył z podjazdu jak zwykle pędząc z zawrotną szybkością. Spojrzałam na mojego towarzysza już z mniejszą obawą niż za pierwszym razem kiedy odwoził mnie do domu. Wiedziałam już że mimo prędkości, Isaac ma refleks i wyrobi się na każdym pojedynczym zakręcie w jaki wejdziemy.

- Dziś jest impreza, pamiętasz?

- Tak. W szkole, przed meczem.

- Dokładnie. – Isaac odwrócił głowę. – I jesteśmy.

Wywróciłam oczami i wyskoczyłam na parking. Nie zawracając sobie już głowy Isaacem ruszyłam do szkoły. W środku dopadłam swoją szafkę, wcisnęłam do niej rzeczy których na razie nie będę potrzebowała i ruszyłam na matematykę bardziej dziarsko niż miałam zamiar. Oczywiście pani Wessen musiała mnie zapytać bo Theo nawijał o imprezie a ona nienawidzi gadających. Oberwało się mi, nie jemu. Biologia i francuski minęły mi na gadaniu o wieczornej imprezie, najpierw ze Stilesem, potem z Lydią.

- No więc musisz dziś być, na sto procent Rosalie.

- Nie wiem.

- Musisz. – Lydia piorunowała mnie swoim spojrzeniem. Zgodziłam się pod przymusem

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now