- Lydio?
Byłam niepewna, co pokazało się w moim głosie. Drżał gdy wymawiałam jej imię, zupełnie jakbym nie wierzyła że wróciła do nas w pełni swojej świadomości. Właściwie nie miałam nawet pewności czy jest świadoma tego co się z nią dzieje. Ponownie usiadłam na brzegu łóżka i spojrzałam w bystre oczy przyjaciółki które błądziły po mojej twarz w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak. Lydia Martin też nie była pewna tego czy jest świadoma. Po prostu siedziała i po chwili wyciągnęła rękę.
Kroki rozległy się na schodach i już po chwili na antresoli pojawili się chłopcy. Przerażeni i zdziwieni. Ja też byłam zdziwiona że wrzask nie rozerwał im głów.
- Wszystko okay? – zwróciłam się do nich. Pokiwali głowami w porozumieniu.
- Zastanawialiśmy się czy tobie nic nie jest. – stwierdził Stiles w lekkim szoku. – Byłaś na pierwszej linii.
- Czuję się dobrze. – oznajmiłam tonem który mógł wskazywać jedynie na to że jestem w transie. Ponownie spojrzałam na Lydię która teraz lustrowała wzrokiem Stilesa. Było to tęskne spojrzenie, znałam je zbyt dobre by je przeoczyć.
Drgnęłam kiedy zerwała się i wpadła na niego obejmując jego szyję swoimi ramionami. Dyszała ciężko, mimo swoich słabych zmysłów słyszałam jej chropowaty oddech. Wszyscy na nich patrzyli i wyczekiwali dalszego rozwoju spraw.
- Chyba... Chyba jest dobrze. – na twarz Stilesa wpłynął uśmiech ulgi. Zatopił twarz w rudych włosach Lydii i przyciskając ją do siebie trwał tak przez bardzo długi czas.
Wstałam z miejsca i objęłam Isaaca ramionami a on dosłownie jednym płynnym ruchem chwycił moją twarz w dłonie i wycisnął na ustach trwały pocałunek. Nie mogłam uwierzyć że to się dzieje. Odzyskanie go było jak oglądanie filmu fantasy. Nie za bardzo zrozumiałe ale przyjemne i znajome.
- No dajcie spokój! – krzyknął Jackson a po chwili jego kroki niknęły na schodach.
Cały czas przyciśnięta do Isaaca jedynie bokiem, obserwowałam zachowanie Lydii. Wydawało się że wyszła ze swojego transu i czekała na dalsze wskazówki. Były dość proste, jak na razie. Bez Alfy w pobliżu nie mieliśmy nawet możliwości ułożyć dalszego planu działania. To Scott był teraz naszą nadzieją, ale on zapewne był teraz z Kirą, lub powiadomiony przez Jacksona ścigał Willa. Nie mieliśmy pewności, więc równie dobrze mogliśmy spodziewać się najgorszego. Podjęłam samodzielną decyzję.
- Chodź. – wyciągnęłam rękę do Lydii. – Zabiorę cię do domu. Weźmiesz prysznic, przebierzesz się i może pomalujesz. Chłopcy w tym czasie postanowią co dalej.
Zgodziła się skinieniem głowy. Isaac dał mi klucze od audi i we dwie poszłyśmy do skrzypiącej windy. Kiedy zapinałyśmy w aucie pasy, a ja zabrałam się za wycofywanie go z prowizorycznego garażu na który składał się szeroki magazyn z dużymi drzwiami, Lydia siedziała z głową opartą o szybę. Sama nie wiedziałam skąd jej włosy były wilgotne, ale wolałam już nie pytać przynajmniej o to.
- Oni umrą, Rosalie. – powiadomiła mnie transalnym głosem. – Oni wszyscy.
- Oni, to znaczy kto? – wyjechałyśmy właśnie na główną drogę. – Kogo masz na myśli Lydio
- Oni, czyli nasi przyjaciele. Umrą. Pójdą na śmierć po kolei.
Przed oczami stanął mi sen w którym chodziłam po ściekach i odnajdywałam ciała. Każdego z moich przyjaciół. Dreszcz przeszedł przez całe moje ciało. Jęknęłam cicho, ale starając się zachować spokój, zacisnęłam ręce na kierownicy do tego stopnia że zbielały mi kostki. Zacisnęłam usta i pokiwałam głową.
YOU ARE READING
Full Moon - isaac lahey
FanfictionSiedemnastoletnia Rosalie Clear mieszkająca w Beacon Hills od urodzenia nie ma nawet pojęcia co dzieje się w jej mieście. Nie dziwne kiedy nie zwraca się uwagi na znajomych a wręcz się ich unika. Jednego dnia poznaje Isaaca Lahey'a który powrac...