20. Telefon

5.9K 344 62
                                    

Gdy zatrzymałyśmy się pod moim domem, poszłam otworzyć drzwi. Wcisnęłam klucz do zamka, przekręciłam i weszłam przodem zapalając światła. Przeszłam do kuchni i rzuciwszy kurtkę na oparcie krzesła otworzyłam odruchowo lodówkę i wyciągnęłam karton z sokiem pomarańczowym. Moi towarzysze zjawili się zaraz po mnie, od razu się rozgaszczając. Nalałam wszystkim soku i usiadłam na jednym z czterech siedzisk. Nagły strach złapał mnie za gardło. Co jeśli kiedyś przyjdą, a moja mama będzie sama w domu. Nie dostaną mnie to wezmą ją by mnie skrzywdzić.

- Weź leki uspokajające. – poradziła Kira widząc wyraz mojej twarzy. – Pomogą.

Pokiwałam głową i posłusznie otworzyłam szafkę z lekami. Ziołowe tabletki znajdowały się przy samej krawędzi bo mama często je brała. Miała stresującą pracę, więc musiała się jakoś ratować. Wyciągnęłam z opakowania dwie fioletowe kapsułki i zapijając je sokiem usiadłam z powrotem przy stoliku.

- Isaac zaraz powinien być. – Scott oparty o blat, w rękach trzymał telefon. – Wysłał mi wiadomość. Dobra, co o nich wiemy?

- Jeremy i Eric. Dwaj Zimni. Jeden niezrównoważony. Jakoś dostali się do drużyny lacrosse. – wyrzucałam z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. – Chyba koledzy tego całego Talbota.

- Talbota? Bretta? Trzeba będzie złożyć wizytę Satomi. – Kira kursowała wzrokiem ode mnie do Scotta i tak w kółko. – Nie wydaje ci się Scott?

- Brett mógł nie wiedzieć.

- Usprawiedliwiasz go. – z nutą pobłażliwości w głosie Kira spojrzała na mnie.

Przypomniałam sobie o krwi która powoli zasychała na mojej twarzy. Miała oczywiście rację, podniosłam się i poszłam a górę do łazienki. Spryskałam twarz zimną wodą dokładnie oczyszczając wargę i brodę. W odbiciu przyjrzałam się swojej szyi. Czekają mnie szaliki przez następny miesiąc. Ciągnący się siniak był jeszcze czerwony ale to kwestia nocy bym jutro obudziła się z fioletową szyją. Leki zaczynały działać jak należy po stres powoli odpływał w zapomnienie i w głowie pozostała mi tylko pustka, dzięki której mogłam pozbierać myśli.

Kiedy wróciłam na dół Isaac siedział ze Scottem w salonie a Kira kręciła się po kuchni na co wskazywał dźwięk garnków i łyżek obijających się o siebie żałośnie. Postanowiłam pójść do niej i sprawdzić co robi tyle hałasu.

- Chciałam zrobić spaghetti. – uśmiechnęła się niewinnie gdy tylko przekroczyłam próg.

- Pomogę ci. Weź dwa garnki. – poinstruowałam. – Ugotujesz makaron, ja zajmę się sosem.

Nie trzeba jej było tego długo tłumaczyć, od razu załapała o co chodzi i już po chwili jakoś współpracowałyśmy, lepiej lub gorzej. Kiedy jedzenie było już na talerzach zawołałyśmy chłopaków, którzy zapach wydobywający się z kuchni, przywitali miłymi uśmiechami.

Podczas kolacji nie rozmawialiśmy o wampirach ani o wszystkim co do tej pory nas spotkało. Po prostu gadaliśmy o pierdołach jak praca domowa, mimo że te problemy wydawały mi się nieważne, błahe. To dziwne ale od początku tego roku nabrałam nieco pewności siebie. Nie unikałam spojrzeń na szkolnym korytarzu, nie zamartwiałam się tym że zostanę zauważona. Po prostu, byłam.

Po jedzeniu Kira wydała rozporządzenie że Scott i Isaac sprzątają. Mnie osobiście to pasowało, im nie za bardzo. Poszłyśmy w tym czasie do salonu.

- Ty i Isaac, co? – spojrzałam nerwowo na wejście do kuchni. – Nie słyszą. Są zbyt zajęci ogarnianiem zmywarki.

- Nie, nic nie ma. – uśmiechnęłam się. – To takie przyjacielskie.

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now