13. Zrozumienie

6K 392 93
                                    

Stałam przed drzwiami Stilesa, wpatrzona w twarz Scotta. Kiedy w końcu się odsunął, weszłam do środka i zdjęłam kurtkę. Poszłam za nim dalej, czując tylko niewielką namiastkę spokoju. Wszystko w wewnątrz mnie się trzęsło. Weszliśmy do salonu Stilesa. Siedziała tam Lydia, sam Stilinski i Liam. Widząc mnie wyglądali na wstrząśniętych. Jasne, prawie ryczałam, to dość rzadki widok. W jednej chwili z kuchni wyszedł Isaac. Miał enigmatyczny wyraz twarzy. Nie chciałam nic mówić, ale Scott jakby to zrozumiał.

- Podjęła decyzję. - przemówił grobowym tonem.

- Nie wiem czy to dobry pomysł. - Liam obrzucił mnie niespokojnym spojrzeniem.

- Jeśli zrobiła to sama, i sama doszła do wniosku, powinna wiedzieć. - Lydia wstawiła się za mną. Jakaś cząstka mniej była jej wdzięczna. - Nie możemy jej zabronić, dzięki niej, wiemy co nas czeka.

- Nie mamy pewności że Hayden...

- To był sen pod wpływem Doktorów. - uciął szybko Stiles. - Jeżeli tak w nim było, zapewne tak jest.

- Nie za bardzo was rozumiem. Chcę się tylko dowiedzieć o co tutaj chodzi. Dlaczego miałeś w moim śnie zdeformowaną twarz i byłeś nadmiernie owłosiony. Dlaczego Tracy leżała w rtęci i potknęłam się o Hayden. Chcę wiedzieć.

Zapadła cisza. Mój głos zaskoczył nie tylko ich ale też mnie. Wbiłam wzrok w podłogę by tylko nie musieć patrzeć na nich, na to jak obrzucają mnie dziwacznymi spojrzeniami, jak skanują całą moją sylwetkę szukając jakiegokolwiek znaku w postawie.

- Ja to zrobię. - głos Isaaca zmusił mnie do spojrzenia na niego. - No co się tak gapicie? Ja jej pokażę.

- Lepiej będzie. - Lydia wstała z sofy i przeszła przez pokój. - Jak Scott to zrobi.

- Dokładnie. Coś może pójść nie tak, a wtedy... Sam wiesz. Ja to zrobię. - czułam na sobie jego spojrzenie. - Na pewno chcesz?

- Próbowałam sama to zrozumieć, ale nie dam rady. Rób co masz robić. Ale jak wyskoczysz mi przebrany na gnoma ogrodowego, do obiecuje że zrobię ci zdjęcie. - w mój głos o dziwo wkradła się nura rozbawienia.

- Na górę. - rzucił ostro.

Chwilę odczekałam zanim on zniknął na schodach razem ze Stilesem i Lydią. Liam pobiegł za nimi a kiedy zostałam sama z Isaacem po prostu nie mogłam się ruszyć.

- Nie próbują go właśnie wbić w rajstopy, prawda?

- Nie. To co zobaczysz jest o wiele fajniejsze niż Scott w rajtkach. - Isaac uśmiechnął się promiennie i pchnął mnie w stronę schodów.

Niepewnie pokonywałam wszystkie stopnie, marząc tylko żeby Scott nie wbijał się właśnie w rajstopy. Trzymałam się kurczowo poręczy próbując skupić się na nogach. Kolana się pode mną uginały z każdym krokiem coraz bardziej. Odetchnęłam z ulgą gdy weszliśmy do pokoju Stilesa.

Niewiele się zmienił odkąd byłam tutaj ostatnim razem. Te same, ciemnoniebieskie ściany, duże łóżko i szafki. Jedynie zabawki zginęły i zamiast pościeli w samoloty, na łóżku leżała kołdra w poszwie w kratę.

Na brzegu łóżka siedział Scott wydawał się być spokojny jak nigdy dotąd. Lydia uśmiechała się do mnie opierając się o biurko. Liam dyskretnie albo i nie, łypał na mnie groźnie. Stiles siedział przy przyjacielu cicho coś do niego mówiąc. Upewniłam się że Isaac stoi tuż za mną.

Przez chwilę nie działo się nic. Jakby czas się zatrzymał. Uważnie przyglądałam się Scottowi. Zaciskał pięści na kolanach. Jego twarz zaczęła się zmieniać. Miał zamknięte oczy, pojawiały się baki, cała linia szczęki zaczęła się zmieniać. Jego nos robił się płaski, delikatnie zmarszczony u nasady. Walczyłam z krzykiem który próbował wyrwać się z mojej piersi. To była twarz ze snu. Kiedy rozprostował palce, pazury miał twarde, ostre. Kiedy popatrzył, oczy były czerwone.

Ryknął. Cofnęłam się odruchowo chwytając dłoń Isaaca. Było mi to obojętne. Zacisnęłam chude place na jego placach i tłumiąc pisk patrzyłam na Scotta.

- Nie boisz się? - spytał charczącym, ostrym głosem.

- Nie rozumiem. Jak? - szukałam odpowiedzi w jego oczach. - Czym ty jesteś?

Miałam nadzieję że maskowanie emocji było dostatecznie dobre. Puściłam ciepłe palce Isaaca i zrobiłam krok w przód.

- To się nazywa likantropia.

- Wilkołaki nie istnieją. - zaprzeczyłam.

- A jednak siedzi tu przed tobą jeden. Tam stoi drugi. - Stiles wskazał na Liama. - I trzeci.

- Isaac. - wydusiłam. Uśmiechnął się tylko szelmowsko i wcisnął ręce w kieszenie. - To nie jest możliwe. To nie kolejna książka Stephanie Meyer!

- Nie. - Lydia podeszła do mnie i złapała mój nadgarstek. Pociągnęła mnie w stronę Scotta, chciałam się oprzeć, ale nie potrafiłam. - Dotknij, to zobaczysz. Nie dziabnie cię.

Wyciągnęłam ku niemu rękę i starałam się na tym skupić, by nie wykonywać żadnych gwałtowniejszych ruchów. Scott siedział spokojnie a jego skóra była ciepła i miękka.

- Jak? - jedyne na co mogłam się zdobyć wyleciało z moich ust wywołując śmiech Isaaca.

- Ej i tak całkiem nieźle zareagowała. - pochwalił mnie. - Nie biła ani nie zemdlała.

- Hayden była zła bo poświeciłem jej tą małą pałeczką w oczy. - Liam chyba się usprawiedliwiał.

- Ty warknąłeś jej w twarz, Liam. Po prostu warknąłeś jej w twarz. Też bym ci przywalił. - Scott przemówił warczącym głosem. - Więc nigdy nie waż się warknąć mi w twarz.

Kiedy się zmienił, znów był normalnym Scottem który w zeszłym roku współpracował ze mną na matematyce. W końcu zebrało im się na wyjaśnienia. Wskoczyłam na biurko Stilesa i oparłam głowę na rękach. Starałam się słuchać i rozumieć, ale kiedy przed chwilą zwykły chłopak zmienił się w wilkołaka a potem ponownie w siebie, szok był zbyt duży by w ogóle cokolwiek pojąć. Musiałam się maksymalnie skupić.

- To miasto jest czymś jak latarnia morska dla stworzeń nadnaturalnych. - Scott siedział na podłodze w nogach łóżka Stilesa. - To tu się wszyscy kierują. No wiesz, tacy jak my.

- Ale ja nie jestem taka. - upewniłam się. - Czy jestem?

- Nie wiem. Raczej nie. Nie przejawiasz żadnych zdolności? - Isaac spojrzał na mnie i poprawił swoje włosy. - Nie rosną ci włosy w dziwnych miejscach, nie lubisz krwi, czy wampiry w ogóle istnieją?

- Nie wiem. - Stiles zmarszczył brwi. - Żadnego nie spotkałem. Chyba bym wiedział, gdybym wpadł na jakiegoś... No nie?

- Albo nie krzyczysz w obronie własnej lub nie wymachujesz wielkimi mieczami... Raczej jesteś normalna jak Stilinski. Zwykły człowiek, zero jakichkolwiek znaków nadnaturalności. - Isaac wzruszył ramionami. - I tak Stiles, chyba byś wiedział.

- Raczej? - powtórzyłam. - Raczej normalny to jest sernik, a nie dziewczyna widząca wilkołaki i... Bandy?

- Banshee. - poprawiła mnie Lydia.

- Jasne. - wstałam i wsunęłam ręce w kieszenie jeansów. - Więc to co tu widziałam to prawda?

- Tak. - wszyscy pokiwali głowami.

- Żaden z was nie zmienia się w psa?

- Derek.

- Och.



Full Moon - isaac laheyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz