7. Kotwica

4.6K 283 45
                                    

Stojąc na polanie, szczelniej owinęłam się szalikiem Isaaca który kiedyś mu zabrałam i spojrzałam na Willa. Musiałam się maksymalnie skupić by wejść do jego umysłu i kontrolować jego zwykłe, ludzkie emocje. Oczywiście mnie blokował. Słyszałam w głowie jego cyniczny śmiech kiedy próbowałam zmusić go do bycia smutnym.

- To nie fair. Ty wiesz że idę grzebać ci w umyśle. – skwitowałam opierając się o drzewo na skraju łąki. – Jak będę chciała komuś zmienić emocje to go o tym przecież nie uprzedzę.

- A kiedy ktoś będzie wiedział że majstrujesz mu przy umyśle? Wyczuje to. Musisz to robić tak, by nawet tego nie zauważył. Nie wgapiaj się we mnie jak w obraz w Luwrze tylko rzuć ukradkowe spojrzenie ale skup się. Nie wzbudzaj podejrzeń. Boże Rose.

- Jestem Rosalie. – przypomniałam znudzona.

- O widzisz. To powinno ci przychodzić z taką łatwością jak poprawianie mnie. – wycedził w końcu podchodząc do mnie.

Poczułam nagłą radość. Spojrzałam na Willa ale on bawił się swoją komórka. Nawet nie zarejestrowałam kiedy wyjął ją z kieszeni. Nie patrzył na mnie, nie był nawet bardzo skupiony. Zaczynał pisać wiadomość a ja nadal czułam nigdzie nie zakotwiczoną radość.

- To jest jak oddychanie. Możesz to robić, wykonując każdą inną czynność. – skwitował podnosząc wzrok. Wcisnął telefon do kieszeni spodni i uśmiechnął się szeroko. – Czeka cie jeszcze dużo pracy. Zrobimy sobie teraz przerwę.

Odszedł w stronę samochodu który majaczył mi między drzewami. Przywarłam plecami do pnia i oddychałam miarowo. Jak oddychanie. Nie myśleć o tym za dużo. Wyjęłam telefon z kieszeni i przetarłam kciukiem ekran. Wiadomość która przyszła chwilę po tym zbiła mnie z pantałyku.

„Lydia zniknęła. Przyjedź do mnie. Will może być potrzebny, więc zapytaj go czy potrafi wyśledzić człowieka, nam trop się urywa."

Nadawcą był Scott. Zimny pot oblał moje ciało. Zerwałam się do biegu czując zimne powietrze muskające moją twarz. Lawirowałam między drzewami mając tylko nadzieję że się nie wywalę. Wpadłam na maskę jeepa skupiając na sobie zdziwione spojrzenie Willa.

- Koniec treningu. – oznajmiłam. – Mam ważniejsze sprawy.

Chyba zrozumiał. Wsiadł za kierownicę. Wsiadłam do auta i zapinałam pas kiedy już wycofywał się z lasu. Pędziliśmy do domu Scotta zdecydowanie powyżej dozwolonej prędkości. Ściskałam w dłoniach komórkę, i skupiona na tym co działo się przed przednią szybą, przypomniałam sobie o prośbie Scotta.

- Wiesz jak odszukać człowieka? Za pomocą magii?

- Wiem. – odpowiedział mechanicznie. – Rozumiem że wilczki mnie potrzebują. Napisz im żeby wzięli jakieś jej rzeczy.

Odpisałam Scottowi i spokojniej usiadłam na fotelu. Martwiłam się. Nie tylko o Lydie ale i o Stilesa. Stracił ją. Nie mógł jej stracić. Po prostu, nie! Próbowałam sobie wyobrazić jak musi się teraz czuć, ale to było zbyt mocne uczucie to samego wyobrażenia. Zaprzestałam tych prób i oczekiwałam aż dom Scotta pojawi się na horyzoncie.

Kiedy Will zatrzymał auto wypadłam na podjazd i pognałam na werandę. Bez pukania wparowałam do domu, wypełnionego nerwowymi głosami. Wszędzie rozpoznałabym wzburzony ton Isaaca, przerażoną Kirę i załamanego Stilesa. Stanęłam w salonie i nie czekając na to aż ktokolwiek zwróci na mnie uwagę, przemówiłam.

- Skąd wiecie?

- Od niego. – Scott wskazał palcem na chłopaka którego wcześniej nie zauważyłam.

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now