21. Wysoka stawka

3K 196 68
                                    


Poczułam czyjeś ciepłe ramiona wokoło siebie. Mój wybawca oddychał głośno jak po przebiegnięciu maratonu, ale sam fakt że ramiona były ciepłe, mnie pocieszył Nie obchodziło mnie kto to będzie, grunt że nie wampir. Otworzyłam ostrożnie oczy by spojrzeć na Dereka. Jakim cudem tak szybko się tu znalazł?

Klub był już prawie opustoszały, nie licząc wampirów stłoczonych pomiędzy filarami, i naszej watahy dziwolągów stojącej po przeciwnej stronie. Zsunęłam się z ramion Dereka i podeszłam do bladego jak ściana Isaaca który tylko łypnął na mnie groźnie, i wyciągnął rękę bym do niego podeszła. Zrobiłam to bez gadania. Kiedy tylko moimi palcami dotknęłam jego palców, pociągnął mnie za siebie i zakrył ciałem. Obserwowałam tylko jak wśród Zimnych robi się rozruch a nagle z tłumku wyszły trzy postacie. Jedną z nich był Will, drugą Carter a trzeciej nie znałam. Moi towarzysze najwidoczniej tak, bo pokazanie się mężczyzny wywołało szepty wokoło mnie.

- Kto to? – powiedziałam cicho.

- Psychopatyczny wujek Dereka który planował nas wszystkich zabić. – wyjaśnił mi szybko. – Peter Hale

- A tamten koleś to kto? – tym razem Derek wskazał na Willa.

- Psychopata mieszający w umysłach który zgrywa fajnego a tak serio to dupek. – Lydia chyba się zaśmiała.

- Znany także jako mój ojciec. – skwitowałam.

Patrzyłam na mięśnie na plecach Isaaca które napinały się pod błękitnym sweterkiem. Po mojej głowie wirowały myśli i obawy. Co jeśli Will wlezie w głowę któregoś z moich przyjaciół? Co jeśli ten cały Carter to zrobi, albo co gorsza nas zabije. Przecięcie linii życia nie wymaga wysokiego poziomu zaawansowania by zrobić to w kilka minut. Oni we dwóch, ze swoimi zdolnościami mogli rozgromić nasze szeregi jedynie w kilka sekund. Zacisnęłam palce na umięśnionym ramieniu Isaaca i przepchnąwszy się między nim a Derekiem wystąpiłam na przód. Jeśli chciał dostać mnie, dostanie mnie, bez zabijania innych.

- Rose. – uśmiechnął się Will. – Miło cię widzieć.

- Chciałabym powiedzieć to samo. – mruknęłam. – Ale ty trzymasz z nimi. – z pogardą wskazałam podbródkiem na Zimnych tłoczących się za nim.

- Nie rozumiesz. Też byś trzymała z nimi gdybyś...

- Nie. – przerwałam mu. – Nie byłabym ich poplecznikiem.

Wszystko w mojej głowie zaczęło układać się w spójną całość. Nagłe pojawienie się go w moim życiu, przejmowanie moich znajomych, kazanie mi wejść w umysł Lydii. Wiedział co tam może się stać, wiedział co będzie dalej. Sam aranżował jej porwanie zdobywając informacje ze środka. Był wspólnikiem Cartera, lub jego sługą. Szpital dla obłąkanych, zachowanie Isaaca, sztylet z tojadem, puzzle układały się w mojej głowie tworząc cały okres mojego życia od przyjazdu Will do teraz. Dopiero kiedy postawił stopę w Beacon Hills, moje problemy się zaczęły. Zastanawiała mnie tylko jedna rzecz. Dlaczego mnie szkolił? Dlaczego pomagał mi opanować wszelkie emocje i zdolności. Dlaczego pojawiał się w nocy gdy krzyczałam i dlaczego pomagał mi w życiowych sytuacjach To była mgła mająca na celu zawężenie mojego pola widzenia. Miała skupić się na dobrym tatuśku zamiast na potworze który siedział w jego skórze. Zadrżałam. Carter próbował wciągnąć mnie w jakieś ich trio.

W jednej chwili ruch po stornie wampirów ponownie się zagęścił a spomiędzy bladych wyszła kobieta. Znajome, lecz nieco okrąglejsze rysy zadziałały na mnie jak płachta na byka. Teraz dopiero dostrzegłam że jej włosy nie były wtedy blond, tylko brązowe, ale była zbyt wymęczona i cały kolor odszedł z jej ciała. Teraz stała ubrana w biały sweter z golfem zaciśniętym na jej długiej szyi i ciemnoczerwone spodnie. Obcięte do ramion włosy były zdrowe, a ich kolor powrócił. Twarz anioła, z zielonymi oczami wykrzywiała pogarda. Miała idealną figurę, ale to już nie była ta sama starowinka z celi w szpitalu dla obłąkanych. To była trzydziestoletnia kobieta o ładnej twarzy i długich nogach.

Full Moon - isaac laheyKde žijí příběhy. Začni objevovat